.

.

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 11


-Czujesz się już trochę lepiej? Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy i nie będą nam już przeszkadzać wścibscy lekarze…- brzmiała treść wiadomości. Zastanawiało mnie tylko, skąd on ma mój numer? Jak w odpowiedzi przyszła kolejna wiadomość.

-Dostałem Twój numer od Oli. Nie bądź na nią zła, tak ją męczyłem, że w końcu się zgodziła.- Ola. To było do przewidzenia.

-Jak mogłabym być zła o coś takiego? Miło, że piszesz. Zdecydowanie lepiej się czuję i możliwe, że przyjadę z Olą do Bełchatowa, kiedy będzie rysowała następne portrety.- odpisałam. Odłożyłam telefon i musiałam wrócić do przygotowywania ciasta.

 Jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle i ciężko było się powstrzymywać, żeby go nie zjeść. Musiałam sobie znaleźć jakieś zajęcie, więc postanowiłam trochę posprzątać w mieszkaniu, zanim odwiedzą nas dziewczyny. Powycierałam wszystkie kurze, umyłam okna, odkurzyłam podłogi. Zadowolona z porządku położyłam się na kanapie przed telewizorem.

-Bu!- usłyszałam tuż przy swojej twarzy i w przerażeniu szybko otworzyłam oczy. Pierwszym obrazem jaki zobaczyłam, był widok roześmianej Oli. Musiałam na chwilę zasnąć.

-Chcesz żebym dostała zawału? Która w ogóle jest godzina?- zapytałam lekko zirytowana.

-Parę minut przed 17.00. Zrobiłaś coś do jedzenia? Bo chyba pamiętasz, że za godzinę przychodzą dziewczyny?- dopytywała się dziewczyna.

-Tak, ciasto, jest w lodówce. Ej, masz go nie jeść przed ich przyjściem!- krzyknęłam za nią, kiedy zobaczyłam, że zbliża się do lodówki. We wszystkim trzeba jej pilnować… Przygotowałyśmy wszystko na stole i czekałyśmy na przybycie gości.

Punktualnie o 18.00. usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Ola wstała otworzyć, a ja poszłam wyjąć ciasto z lodówki i postawić je na stole. Otworzyłam butelkę wina od Ady i porozlewałam do czterech kieliszków. Przywitałyśmy się i usiadłyśmy.

-Nie odbierzesz? To może być coś ważnego.- powiedziałam do Ady, kiedy po raz kolejny zadzwonił jej telefon.

-Spokojnie, to tylko mój chłopak. Chyba zapomniałam mu powiedzieć, że dzisiaj wychodzę.- odpowiedziała, wyciszyła telefon i schowała go do torebki.

-Pójdę dołożyć ciasta.- zaproponowałam, kiedy został tylko ostatni kawałek.

-Lena, a która jest godzina?- zapytała Wika, kiedy tylko zdążyłam wstać.

-Sprawdź na moim telefonie, leży po prawej, koło ciebie.-odpowiedziałam i udałam się do kuchni. Po paru sekundach usłyszałam jej wołanie.

-Dostałaś wiadomość od… Oh.- westchnęła na końcu. Ach, no tak! Przez natłok pracy kompletnie zapomniałam sprawdzić, czy Facundo nie odpisał na ostatniego SMS’a. Szybko nałożyłam ciasta i wróciłam do pokoju.

-Wy ze sobą piszecie?- Wiktoria starała się, żeby jej głos brzmiał opanowanie, jednak ja słyszałam w nim nutkę rozgoryczenia.

-No tak, może odrobinkę.- byłam lekko zmieszana, ale przecież nie powinnam. Muszę zacząć pracować nad swoim zachowaniem, bo to jest już denerwujące. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam.- Jesteśmy po prostu znajomymi.

„Na razie” dodałam w myślach. To nie jest sprawa, z której musiałabym się przed kimkolwiek tłumaczyć. Moje życie- moje decyzje.

-Naprawdę dobre ciasto Lena, dałabyś mi przepis?- Ada chciała rozładować napięcie.

-Jasne, zaraz tobie przyniosę.- powiedziałam i poszłam poszukać przepisu. Już po chwili wróciłam z dużą książką kucharską. Ada zrobiła zdjęcie, żeby nie brać całej do siebie.

-Trochę późno się zrobiło, musimy się już niestety zbierać. Następnym razem przyjdźcie do mnie.- powiedziała.

-Jeszcze przyjdzie z Conte…- mruknęła Wika pod nosem. Chyba zaczynam coraz mniej ją lubić.

-Spokojnie, przejdzie jej.- zapewniła mnie Ada. Pożegnałyśmy się, dziewczyny poszły na autobus, a my musiałyśmy zająć się sprzątaniem.

Dopiero leżąc w łóżku miałam czas, żeby zobaczyć SMS’a. Sięgnęłam telefon i wyświetliłam wiadomość.

-W takim razie niecierpliwie czekam na spotkanie.- Nie tylko on czeka. Żadne nasze spotkanie nie przebiegało do końca tak jak powinno. Albo na każdym kroku robiłam z siebie idiotkę, albo szpital. Oby następnym razem było inaczej.

W końcu nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Dzisiaj już mogę jechać z Olą do Bełchatowa. Musiałam na to czekać ponad dwa tygodnie. W ciągu tych kilkunastu dni odwiedziłam szpital, wreszcie poziom żelaza ustabilizował się na odpowiednim poziomie i następną wizytę mam za pół roku. Rozpoczęłam nową pracę, która na początku wydawała się być ciężkim zajęciem, ale teraz wykonuję ją z przyjemnością. Wszystkie artykuły do zredagowania przychodzą na maila, a do biura muszę się pofatygować raz na miesiąc. Wszystko wróciło do normy. Pod moją nieobecność, Ola narysowała portret Facundo, Andrzeja Wrony i Maćka Muzaja. A więc dzisiaj kolej na Nicolasa Uriarte i Wojtka Włodarczyka.

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wykąpałam się, po czym stanęłam przed lustrem i zaczęłam się zastanawiać co zrobić z włosami, żeby wyglądały naprawdę dobrze. Po kilkunastu minutach na moje ramiona opadały kształtne fale, więc całość utrwaliłam lakierem. Wytuszowałam rzęsy, narysowałam kreski eye-linerem i nałożyłam odrobinę różu na policzki.

-Ej, pospiesz się! Ja też chcę wejść!- usłyszałam dobijanie się do drzwi. Założyłam szlafrok i poszłam do swojego pokoju. Wybrałam czarne spodnie i miętową bluzę z napisem. Moje ulubione perfumy okazały się idealnym dodatkiem. Musiałyśmy ubrać się naprawdę ciepło, bo końcówka listopada niosła za sobą niskie temperatury.

Nasz autobus chyba nie miał ogrzewania, bo pod halę dotarłyśmy przemarznięte do szpiku kości. Portier stojący na wejściu już nas poznaje, więc z miłym uśmiechem zaprosił nas do środka. Za następnym zakrętem spotkałyśmy się z Facundo i Kacprem, którzy zawsze na nas czekają. Podeszłam do Argentyńczyka z zamiarem przywitania się i pocałowania go w policzek, jednak on miał inne plany. W ostatniej chwili przekręcił głowę tak, że moje usta nie trafiły w zamierzone miejsce, ale w jego usta. Przez pocałunek wyczułam jak lekko się uśmiecha i mimowolnie zrobiłam to samo.

-No no! Nie myślałem, że wy już!- zawołał radośnie Kacper. Szczerze mówiąc ja też nie myślałam. Ale cieszę się z szybkiego obrotu sprawy.

-Tak więc my was zostawiamy i idziemy tworzyć sztukę.- powiedziała Ola i teatralnie uniosła ręce do góry. Minęło parę sekund i zostaliśmy sami.

-To jakieś ciekawe plany na dziś?- zapytałam podchodząc bliżej do towarzysza.

-Co powiesz na lodowisko?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Ja mam iść na łyżwy? Przecież ja nawet na rolkach nie umiem jeździć… Raz próbowałam i skończyło się z nogą uwięzioną w gipsie na miesiąc. I to w wakacje.

-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Nigdy nie jeździłam na łyżwach.- wyznałam zgodnie z prawdą.

-No to cię nauczymy.- zapewnił i chwycił mnie za rękę. Wolnym krokiem udaliśmy się w kierunku jego samochodu.
_____________________________
I jest 11! :D Mam nadzieję, że się podoba. Dla tych co może nie wiedzą (bo słyszałam, że niektórzy mają wątpliwości): tekst pisany pochyłą czcionką jest po angielsku, ale pisany po polsku, żebyście go zrozumiały ;) zapraszam do dzielenia się swoją opinią w komentarzach :D

2 komentarze:

  1. Arrrcydzieło!!! Szybko wstawiaj koleje!
    ..chociaż mi i tak to nie zrobi różnicy, jak ja będę miała to przeczytać?! :'(
    Tak wspaniałej weny na przyszłość! :*

    OdpowiedzUsuń