.

.

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 11


-Czujesz się już trochę lepiej? Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy i nie będą nam już przeszkadzać wścibscy lekarze…- brzmiała treść wiadomości. Zastanawiało mnie tylko, skąd on ma mój numer? Jak w odpowiedzi przyszła kolejna wiadomość.

-Dostałem Twój numer od Oli. Nie bądź na nią zła, tak ją męczyłem, że w końcu się zgodziła.- Ola. To było do przewidzenia.

-Jak mogłabym być zła o coś takiego? Miło, że piszesz. Zdecydowanie lepiej się czuję i możliwe, że przyjadę z Olą do Bełchatowa, kiedy będzie rysowała następne portrety.- odpisałam. Odłożyłam telefon i musiałam wrócić do przygotowywania ciasta.

 Jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle i ciężko było się powstrzymywać, żeby go nie zjeść. Musiałam sobie znaleźć jakieś zajęcie, więc postanowiłam trochę posprzątać w mieszkaniu, zanim odwiedzą nas dziewczyny. Powycierałam wszystkie kurze, umyłam okna, odkurzyłam podłogi. Zadowolona z porządku położyłam się na kanapie przed telewizorem.

-Bu!- usłyszałam tuż przy swojej twarzy i w przerażeniu szybko otworzyłam oczy. Pierwszym obrazem jaki zobaczyłam, był widok roześmianej Oli. Musiałam na chwilę zasnąć.

-Chcesz żebym dostała zawału? Która w ogóle jest godzina?- zapytałam lekko zirytowana.

-Parę minut przed 17.00. Zrobiłaś coś do jedzenia? Bo chyba pamiętasz, że za godzinę przychodzą dziewczyny?- dopytywała się dziewczyna.

-Tak, ciasto, jest w lodówce. Ej, masz go nie jeść przed ich przyjściem!- krzyknęłam za nią, kiedy zobaczyłam, że zbliża się do lodówki. We wszystkim trzeba jej pilnować… Przygotowałyśmy wszystko na stole i czekałyśmy na przybycie gości.

Punktualnie o 18.00. usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Ola wstała otworzyć, a ja poszłam wyjąć ciasto z lodówki i postawić je na stole. Otworzyłam butelkę wina od Ady i porozlewałam do czterech kieliszków. Przywitałyśmy się i usiadłyśmy.

-Nie odbierzesz? To może być coś ważnego.- powiedziałam do Ady, kiedy po raz kolejny zadzwonił jej telefon.

-Spokojnie, to tylko mój chłopak. Chyba zapomniałam mu powiedzieć, że dzisiaj wychodzę.- odpowiedziała, wyciszyła telefon i schowała go do torebki.

-Pójdę dołożyć ciasta.- zaproponowałam, kiedy został tylko ostatni kawałek.

-Lena, a która jest godzina?- zapytała Wika, kiedy tylko zdążyłam wstać.

-Sprawdź na moim telefonie, leży po prawej, koło ciebie.-odpowiedziałam i udałam się do kuchni. Po paru sekundach usłyszałam jej wołanie.

-Dostałaś wiadomość od… Oh.- westchnęła na końcu. Ach, no tak! Przez natłok pracy kompletnie zapomniałam sprawdzić, czy Facundo nie odpisał na ostatniego SMS’a. Szybko nałożyłam ciasta i wróciłam do pokoju.

-Wy ze sobą piszecie?- Wiktoria starała się, żeby jej głos brzmiał opanowanie, jednak ja słyszałam w nim nutkę rozgoryczenia.

-No tak, może odrobinkę.- byłam lekko zmieszana, ale przecież nie powinnam. Muszę zacząć pracować nad swoim zachowaniem, bo to jest już denerwujące. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam.- Jesteśmy po prostu znajomymi.

„Na razie” dodałam w myślach. To nie jest sprawa, z której musiałabym się przed kimkolwiek tłumaczyć. Moje życie- moje decyzje.

-Naprawdę dobre ciasto Lena, dałabyś mi przepis?- Ada chciała rozładować napięcie.

-Jasne, zaraz tobie przyniosę.- powiedziałam i poszłam poszukać przepisu. Już po chwili wróciłam z dużą książką kucharską. Ada zrobiła zdjęcie, żeby nie brać całej do siebie.

-Trochę późno się zrobiło, musimy się już niestety zbierać. Następnym razem przyjdźcie do mnie.- powiedziała.

-Jeszcze przyjdzie z Conte…- mruknęła Wika pod nosem. Chyba zaczynam coraz mniej ją lubić.

-Spokojnie, przejdzie jej.- zapewniła mnie Ada. Pożegnałyśmy się, dziewczyny poszły na autobus, a my musiałyśmy zająć się sprzątaniem.

Dopiero leżąc w łóżku miałam czas, żeby zobaczyć SMS’a. Sięgnęłam telefon i wyświetliłam wiadomość.

-W takim razie niecierpliwie czekam na spotkanie.- Nie tylko on czeka. Żadne nasze spotkanie nie przebiegało do końca tak jak powinno. Albo na każdym kroku robiłam z siebie idiotkę, albo szpital. Oby następnym razem było inaczej.

W końcu nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Dzisiaj już mogę jechać z Olą do Bełchatowa. Musiałam na to czekać ponad dwa tygodnie. W ciągu tych kilkunastu dni odwiedziłam szpital, wreszcie poziom żelaza ustabilizował się na odpowiednim poziomie i następną wizytę mam za pół roku. Rozpoczęłam nową pracę, która na początku wydawała się być ciężkim zajęciem, ale teraz wykonuję ją z przyjemnością. Wszystkie artykuły do zredagowania przychodzą na maila, a do biura muszę się pofatygować raz na miesiąc. Wszystko wróciło do normy. Pod moją nieobecność, Ola narysowała portret Facundo, Andrzeja Wrony i Maćka Muzaja. A więc dzisiaj kolej na Nicolasa Uriarte i Wojtka Włodarczyka.

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wykąpałam się, po czym stanęłam przed lustrem i zaczęłam się zastanawiać co zrobić z włosami, żeby wyglądały naprawdę dobrze. Po kilkunastu minutach na moje ramiona opadały kształtne fale, więc całość utrwaliłam lakierem. Wytuszowałam rzęsy, narysowałam kreski eye-linerem i nałożyłam odrobinę różu na policzki.

-Ej, pospiesz się! Ja też chcę wejść!- usłyszałam dobijanie się do drzwi. Założyłam szlafrok i poszłam do swojego pokoju. Wybrałam czarne spodnie i miętową bluzę z napisem. Moje ulubione perfumy okazały się idealnym dodatkiem. Musiałyśmy ubrać się naprawdę ciepło, bo końcówka listopada niosła za sobą niskie temperatury.

Nasz autobus chyba nie miał ogrzewania, bo pod halę dotarłyśmy przemarznięte do szpiku kości. Portier stojący na wejściu już nas poznaje, więc z miłym uśmiechem zaprosił nas do środka. Za następnym zakrętem spotkałyśmy się z Facundo i Kacprem, którzy zawsze na nas czekają. Podeszłam do Argentyńczyka z zamiarem przywitania się i pocałowania go w policzek, jednak on miał inne plany. W ostatniej chwili przekręcił głowę tak, że moje usta nie trafiły w zamierzone miejsce, ale w jego usta. Przez pocałunek wyczułam jak lekko się uśmiecha i mimowolnie zrobiłam to samo.

-No no! Nie myślałem, że wy już!- zawołał radośnie Kacper. Szczerze mówiąc ja też nie myślałam. Ale cieszę się z szybkiego obrotu sprawy.

-Tak więc my was zostawiamy i idziemy tworzyć sztukę.- powiedziała Ola i teatralnie uniosła ręce do góry. Minęło parę sekund i zostaliśmy sami.

-To jakieś ciekawe plany na dziś?- zapytałam podchodząc bliżej do towarzysza.

-Co powiesz na lodowisko?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Ja mam iść na łyżwy? Przecież ja nawet na rolkach nie umiem jeździć… Raz próbowałam i skończyło się z nogą uwięzioną w gipsie na miesiąc. I to w wakacje.

-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Nigdy nie jeździłam na łyżwach.- wyznałam zgodnie z prawdą.

-No to cię nauczymy.- zapewnił i chwycił mnie za rękę. Wolnym krokiem udaliśmy się w kierunku jego samochodu.
_____________________________
I jest 11! :D Mam nadzieję, że się podoba. Dla tych co może nie wiedzą (bo słyszałam, że niektórzy mają wątpliwości): tekst pisany pochyłą czcionką jest po angielsku, ale pisany po polsku, żebyście go zrozumiały ;) zapraszam do dzielenia się swoją opinią w komentarzach :D

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 10


-Dzień dobry. Chciała się pani ze mną skontaktować.- zaczęłam rozmowę. Wciąż byłam pełna obaw, czego może ona dotyczyć.

-A tak, dobrze, że dzwonisz. Chciałam ci przedstawić pewną propozycję. Moja koleżanka z zaprzyjaźnionego magazynu straciła jedną pracownicę, która wyleciała za granicę. Proponuje więc tobie pracę na pełen etat. Twoja robota miałaby polegać na redagowaniu artykułów, które trafiają potem do druku. Mogłabyś liczyć na wysokie zarobki. Wiązałoby się to również ze zrezygnowaniem ze studiów, co przy twoim stanie zdrowia wydawałoby się korzystne. Pracować mogłabyś w domu. Nie proszę cię o decyzję teraz, powinnaś to najpierw przemyśleć.-pani Marzena przedstawiła mi swoją propozycję. Zamurowało mnie. Kompletnie się tego nie spodziewałam.

-Dziękuję za tę informację, przemyślę to i jutro do pani oddzwonię. A jest pani pewna, że się do tego nadaję?- sama byłam pełna wątpliwości. To już jest bardzo odpowiedzialne zajęcie.

-O to się nie martw. Alina najpierw przejrzała wszystko co pisałaś do naszej gazety i bardzo jej się spodobałaś. Czekam na telefon. Do widzenia.- pożegnała mnie szefowa.

-Do widzenia.- odpowiedziałam i zakończyłam połączenie. Byłam zdziwiona, że to właśnie szefowa angażuje mnie w nową pracę. Osoba na jej stanowisku powinna chcieć mnie zatrzymać u siebie. Jednak pani Marzena jest porządnym człowiekiem i dostrzega potrzeby innych. Za to ją cenię. Nie wiem jednak czy powinnam rzucać studia. Będę miała pracę teraz, ale co będzie za kilka lat? Czasopismo może zbankrutować, a ja zostanę na ulicy, praktycznie bez szans na zatrudnienie. Ale są przecież plusy. Pracowałabym w domu, miała duże zarobki, a jak magazyn bardziej się rozsławi, będę mogła liczyć na wyższą pensję. To naprawdę trudna decyzja do podjęcia. Sama chyba nie będę w stanie tego zrobić. Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże. Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl, była moja siostra. Rzadko widzimy się z Nataszą, po ślubie przeprowadziła się do Warszawy. Odszukałam jej numer i już po chwili usłyszałam pierwszy sygnał.

-Hej siostra, mam sprawę, możesz rozmawiać?- od dziecka, kiedy miałam problem, szłam do starszej siostry. Jak każdemu rodzeństwu zdarzały się nam kłótnie, ale zawsze byłam moim oparcie i autorytetem.

-Co jest? Coś poważniejszego z chorobą?- wydawała się być naprawdę przejęta. Zapomniałam, że lekarz powiadomił moich rodziców i wygląda na to, że oni pewnie Nataszę.

-Nie, to coś innego. Dostałam propozycję pracy w renomowanym magazynie, na pełen etat, tylko wiązałoby się to z rzuceniem studiów. Kompletnie nie wiem co mam zrobić.- na koniec w moim głosie można było wyczuć nutę niepewności i bezradności.

-Słuchaj kochana, myślę, że powinnaś podjąć tę pracę. Wpłynie to korzystnie na twoje zdrowie, a przecież w razie konieczności studia możesz dokończyć za parę lat.- powiedziała. O tym nie pomyślałam, nie muszę z nich rezygnować na zawsze, kiedy będzie potrzeba, wtedy mogę do nich wrócić. Ona jest genialna!

-Nie pomyślałam o tym, dziękuję. Kocham cię.- prawie krzyknęłam do słuchawki.

- Ja ciebie też. Na razie.

-Papa.- zakończyłam rozmowę i rzuciłam telefon na łóżko. Pozostaje jeszcze jedna, trudna kwestia, trzeba powiadomić o mojej decyzji Olę.

Bałam się, że mnie nie zrozumie i powie, że to zły wybór. Jednak pomimo lekkiego szoku utwierdziła mnie w tym, że słuszną decyzję podjęłam. Zaproponowała mi nawet, że sama pozałatwia wszystkie formalności na uczelni, ja musiałam złożyć tylko parę podpisów na papierach. Sprawy związane z moją nową pracą pozałatwiała pani Marzena, więc nie miałam się o co martwić, mam zacząć za dwa tygodnie.

Zgodnie z zaleceniem lekarza w środę udałyśmy się do szpitala. Z przystanku musiałyśmy przejść kawałek pieszo, aby dojść na miejsce.

-Lena, Ola!- odwróciłam się na dźwięk swojego imienia i zobaczyłam dwie znajome twarze. Nie spodziewałam się ich tutaj.

-Hej, co wy tu robicie?- odezwała się Ola. Normalnie wyrwała mi to z ust.

-Idziemy do kina. Wy pewnie do szpitala?- nietrudno było się domyślić, znajdował się parędziesiąt metrów od nas.

-Tak, niestety.- odparłam.

-Nie mogę uwierzyć, że nie będziemy się już spotykać pomiędzy zajęciami. To takie niesprawiedliwe, że spadła na ciebie ta choroba.- po wypowiedzeniu tych słów Wiktoria wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Nie wiedziałam, że jest aż tak uczuciowa i wrażliwa. W gruncie rzeczy nie znam jej aż tak dobrze, żeby wiedzieć o niej wszystko. Nie wiedziałam jak uspokoić bliską histerii dziewczynę.

-Ale nie musimy rezygnować ze spotkań. Jakbyście miały czas, mogłybyście wpaść jutro do nas po południu. Co wy na to?- zaproponowałam, na co usłyszałam aprobatę. Umówiłyśmy się na 18.00 i pożegnałyśmy.

Wizyta w szpitalu zajęła nam mnóstwo czasu, a wszystko przez ogromne kolejki. Sam zabieg trwał krótko, jednak na autobus do domu wyszłyśmy po prawie czterech godzinach.

Leżąc w łóżku zatraciłam się w czytaniu książki, która w zaskakująco szybkim tempie się skończyła. Od początku do końca na wspomnienie głównego bohatera, w mojej głowie powstawał obraz Argentyńczyka. Ale teraz towarzyszy temu przyjemne uczucie. W tak dobrym nastroju szybko udało mi się zasnąć.

Obudziłam się dopiero około południa. Jak przyjemnie jest wstawać wiedząc, że nie muszę się nigdzie spieszyć. Musiałam tylko pamiętać o tym, że po południu spodziewamy się gości i przydałoby się coś do jedzenia. Zjadłam śniadanie, chociaż ze względu na porę powinnam je nazwać obiadem. Odszukałam starą książkę kucharską i zaczęłam szukać przepisu na jakieś pyszne ciasto. Moją uwagę przykuł przepis na wuzetkę. Szybko zorientowałam się czy mam wszystkie potrzebne produkty i zabrałam się do pracy. Kiedy ubijałam krem, usłyszałam wibrację telefonu. Oderwałam się od wykonywanego wcześniej zajęcia i postanowiłam odczytać wiadomość. Nie miałam zapisanego tego numeru, ale tekst wiadomości nie pozostawiał wątpliwości, kto jest jej autorem.
_______________________________________
Przepraszam, że trochę późno, ale miałam dzisiaj zbyt dużo na głowie, zakończenie roku, te sprawy... Rozdział może trochę krótki i moim zdaniem lekko niedopracowany, ale postaram się to wynagrodzić kolejnym rozdziałem :) Czekajcie na niego.. we WTOREK :D

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 9


Obudziłam się i pierwsze co zobaczyłam to szpitalny sufit. Zdenerwowałam się, bo nie wiedziałam co się stało i co ja tu robię.

-Panie doktorze, obudziła się.- dopiero teraz zauważyłam Olę. Siedziała na krześle przy moim łóżku. Lekarz podszedł do mnie, spisał kilka niezrozumiałych dla mnie rzeczy z maszyn, do których byłam podłączona i wyszedł. Miałam teraz szansę na dowiedzenie się czegokolwiek.

-Ola, co to wszystko znaczy? Co ja tu robię? Co się stało?- dopytywałam się niecierpliwie. Pamiętam tylko, że poszłam po kawę.

-Spokojnie, wszystko powoli ci wyjaśnię. Tylko bądź spokojna, lekarz zabronił się stresować i denerwować. Poszłaś po kawę i długo nie wracałaś. Po dwudziestu minutach Facundo poszedł zobaczyć co cię zatrzymało i zastał cię leżącą bez znaku życia na podłodze, parę metrów od automatu. Przybiegł z powrotem do nas, a ja zadzwoniłam po karetkę. Zabrali cię, ale nam nie pozwolili z tobą jechać, więc Kacper nas tu przywiózł.- skończyła swoją opowieść. Wszystko jest nie tak! To miało wyglądać kompletnie inaczej… Miałam wrócić z kawą i szczerze porozmawiać z Facundo. Kiedy w końcu dowiedziałam się, że on też coś do mnie czuje, wszystko się spieprzyło. Jeszcze zastanawiająca jest przyczyna mojego pobytu tutaj. Przecież nie mdleje się bez przyczyny, a od dłuższego czasu źle się czułam. Moje przemyślenia przerwał lekarz, wchodząc na salę.

-Proszę, żeby dołączyła pani do pozostałej dwójki na korytarzu.- zwrócił się do Oli. Oznacza to, że na korytarzu muszą czekać Facundo i Kacper. Pierwsza pozytywna wiadomość od dłuższego czasu.

-Przywieziono panią nieprzytomną do szpitala.- teraz mówił do mnie.- Wykonaliśmy kilka rutynowych badań. Morfologia wykazała, że ma pani zmniejszoną liczbę płytek krwi i obniżony poziom żelaza. Rozpoznaliśmy u pani anemię syderopeniczną, czyli niedokrwistość z niedoboru żelaza.

-I co dalej?- byłam wyraźnie wstrząśnięta. Ja i choroba? Przecież ja nie choruję, nawet rzadko kiedy dopadnie mnie zwykłe przeziębienie.

-Musimy zatrzymać panią na obserwację do jutra. Jutro dowie się pani jak będzie przebiegało leczenie.- powiedział lekarz i opuścił salę. Ledwo wyszedł, a do środka wbiegła Ola.

- I co z tobą? Nic nie chcieli nam powiedzieć.- zapytała Ola. Jak dobrze mieć kogoś, kto się o mnie martwi.

-Anemia, nic dokładniej jeszcze nie wiem- westchnęłam. Trochę mnie to przytłacza, ale powinnam być silna.

-Facundo chciał z tobą porozmawiać.- oznajmiła mi dziewczyna. Wzięłam głęboki wdech. Mam z nim rozmawiać w takim stanie? Z podkrążonymi oczami, włosami w kompletnym nieładzie, bez grama makijażu na twarzy... Jeszcze ten ból głowy, który nadal mnie nie opuścił. Kiwnęłam przyjaciółce głową na znak tego, że się zgadzam, a ona po niego poszła. Kiedy Argentyńczyk wszedł do środka, głośno przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. W myślach przeklinałam Olę, że nie weszła razem z nim, jednak w głębi wiem, że nie powinna być przy tej rozmowie.

-Hej, jak się czujesz?- zapytał z zatroskaną miną i usiadł na krześle obok mojego łóżka. Ile ja bym oddała, żeby mieć takiego faceta...

-Już lepiej, dziękuję, że w ogóle poszedłeś mnie wtedy poszukać.-odpowiedziałam. Powiedzieć mu czy nie? To chyba będzie wobec niego nie fair, jeśli to zataję.

-Powinieneś wiedzieć, że słyszałam twoją rozmowę z Kacprem.- wypaliłam na jednym wydechu, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie.

-Chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale myślałem, że wyjdzie to w trochę innych okolicznościach...- lekkie skrępowanie wyraźnie nie chciało go opuścić. Jak nie ja, postanowiłam przejąć inicjatywę. A przecież nigdy nie wykonuję pierwszego kroku i czekam aż zrobi to druga strona. No cóż, przyszedł czas na zmiany.

-Chcę żebyś wiedział, że w ciągu tych kilku razy kiedy się spotkaliśmy, mile spędziłam z tobą czas i czekałam na kolejne spotkania. Muszę przyznać, że... Nie jesteś mi obojętny.- wypowiedzenie tych słów przyszło mi z wielkim trudem, a jednocześnie przyniosło ogromną ulgę.

 -Wiesz, że ty mi też, prawda?- zapytał mnie, patrząc mi prosto w oczy, na co potwierdzająco kiwnęłam głową. On lekko pochylił się w moją stronę, a ja uniosłam się na łokciach. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Już mieliśmy złączyć usta w pierwszym, delikatnym pocałunku, ale wtedy otworzyły się drzwi i do środka wszedł lekarz. Ma koleś wyczucie czasu! Czy nie mógł przyjść chociażby parę sekund później?!

 -Bardzo mi przykro, ale musi pan wyjść. O 19.30 kończą się odwiedziny.- powiedział lekarz. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał 19.28.

-Facundo, chyba musisz już iść.- w moim głosie był słyszalny smutek.

-Do zobaczenia.- odpowiedział, pocałował mnie w policzek i wyszedł. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, głośno westchnęłam, przez co lekarz dziwnie się na mnie spojrzał. Ale nie obchodziło mnie to. Jedyną rzeczą, która miała dla mnie w tym momencie znaczenie, to wydarzenie sprzed chwili. Nie spodziewałam się takiego zachowania Argentyńczyka, ale pozytywnie mnie to zaskoczyło. Chwilę, w której musnął swoimi ustami skórę mojego policzka, mogłabym wspominać jeszcze przez pewien czas. Jednak lekarz chyba za punkt honoru przyjął sobie, aby mi ciągle we wszystkim przeszkadzać.

-Powinna pani odpoczywać jak najwięcej, więc radziłbym iść spać. Poranek w szpitalu zaczyna się wcześnie. Niech spodziewa się pani pielęgniarki o 5.00. Dobrej nocy życzę.- zakończył i wyszedł. O 5.00 rano?! To są chyba jakieś żarty... Dziewięć godzin snu by mi w zupełności wystarczyło, tyle że jest dopiero 19.45, a nie umiem tak wcześnie zasnąć.

Leżałam tak w ciszy i samotności od przeszło dwóch godzin, a sen nadal nie nadchodził. Założyłam słuchawki i dopiero przy ich pomocy udało mi się zasnąć.

-Halo, dzień dobry, pora na poranne badania.- usłyszałam głos pogodnej pielęgniarki. Przed chwilą zamknęłam oczy i już mnie budzą... Swoją drogą, jak ta kobieta może się cieszyć, skoro jest zaledwie parę minut po 5.00? Sprawdziła liczby na ekranach, z którymi łączyły mnie gałęzie przewodów i pobrała krew, żeby zanieść ją do laboratorium. Ledwo opuściła mnie jedna pielęgniarka, a już przyszła kolejna ze śniadaniem. Popatrzyłam na talerz z owsianką i szybko odechciało mi się jeść. Nienawidzę owsianki. Tylko co ja mam z nią zrobić, żeby zniknęła? Przecież nie mogą zobaczyć, że talerz stoi nieruszony. Spojrzałam w lewo i gdy swoim wzrokiem napotkałam okno, wpadłam na pomysł. Wstałam i je otworzyłam. Moja sala mieściła się na parterze, a za oknem rosła trawa. Lekko się wychyliłam, aby pozbyć się obrzydliwej paćki. W tej samej chwili usłyszałam otwieranie drzwi i o mało nie wypadłam z okna. Na szczęście to była Ola, która kiedy tylko zobaczyła co robię, od razu zaczęła się śmiać.

-Nie pytaj.- powiedziałam do przyjaciółki.

-Na korytarzu mijałam się z lekarzem, zaraz do ciebie przyjdzie.- poinformowała mnie. Mam nadzieję, że teraz będzie mogła zostać przy rozmowie z lekarzem. Przecież nie mam nic przed nią do ukrycia, a jej obecność wpłynie na mnie krzepiąco.

-Dzień dobry. Mam dla pani kilka informacji.- zwrócił się do mnie.- Przez miesiąc, w każdą środę będzie pani przyjeżdżać na zastrzyki podnoszące poziom żelaza, może wtedy uda się go ustabilizować. Przez co najmniej tydzień zalecałbym pozostanie w domu i leżenie w łóżku, aby nie przesilić organizmu. Powinna się pani także udać do dietetyka, który ułoży dietę bogatą w żelazo. A więc widzimy się za trzy dni. Do widzenia.- kiedy nas opuścił, odetchnęłam z ulgą. Spodziewałam się gorszego. Szybko przebrałam się w ubrania, które przywiozła mi Ola. Chwała jej za to, że o tym pomyślała!

-Wczoraj była u nas pani Marzena, chciała bardzo pilnie o czymś z tobą porozmawiać. Powiedziałam jej tak w skrócie co się stało i prosiła, żebyś do niej oddzwoniła kiedy będziesz mogła.- powiedziała Ola i wyszłyśmy ze szpitala.

Nie ma cudowniejszego miejsca niż własne łóżko. Perspektywa spędzenia w nim całego tygodnia wydaje się być całkiem przyjemna. Przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do pani Marzeny. Chwyciłam telefon z szafki nocnej i wybrałam odpowiedni numer. Mam tylko nadzieję, że to będzie pozytywna wiadomość. Choroba już dosyć pokrzyżowała mi plany.
___________________________________________________________
I to jest DZIESIĄTY post jaki tutaj publikuję! Mi szybko zleciało, a Wam? Nie myślałam, że sama tak wkręcę się w to opowiadanie. :) Jakie są Wasze odczucia po przeczytaniu tych rozdziałów? Podzielcie się nimi w komentarzach. ;D A na dalszy ciąg zapraszam już w czwartek. Może macie jakieś przypuszczenia, jaki interes ma pani Marzena do Leny? :)

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 8


Teraz chyba rzeczywiście muszę przyznać się przed samą sobą, że najzwyczajniej w świecie się zauroczyłam. Wiem, że znamy się stosunkowo krótko, ale jak nie polubić osoby, z którą od samego początku wiążą się pozytywne wspomnienia? Na samo wspomnienie jego uśmiechu czy spojrzenia, czuję dziwne łaskotanie w brzuchu. Wiem, nie powinnam, ale na to się nie ma wpływu.

Zapomniałam ustawić budzika i trochę zaspałam, więc szybko poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę. Włożyłam na siebie turkusowy sweterek i czarne, obcisłe dżinsy. Włosy, które kompletnie nie chciały się dzisiaj układać, ujarzmiłam w luźnego koka. Czułam wokół siebie jakąś pozytywną energię. Energię, która w zaskakująco szybkim tempie zniknęła, kiedy tylko przekroczyłam próg sali przed zajęciami z filozofii. Czerwonowłosa jędza  nie oszczędzała zgryźliwych uwag typu "jak to ja się tu nie nadaję". Z godnością udało mi się przetrwać tę godzinę, a potem jak strzała wyleciałam z sali. Im mniej czasu tam spędzę, tym lepiej będę się czuła. Na końcu korytarza dostrzegłam dwie znajome postacie.

-Wika, Ada!- zawołałam, ale nie udało mi się przekrzyczeć ogarniającego mnie szumu. Podbiegłam w ich stronę, przy okazji potrącając parę przypadkowych osób. Ola podążała moim śladem.

-Hej, Wika! Mam coś dla ciebie.-lekko zdyszana powiedziałam do dziewczyny i wręczyłam jej kopertę. Wiktoria otworzyła ją i aż pisnęła z radości, kiedy znalazła w środku podpisaną pocztówkę.

-Co? Ale jak ty? Jak ty to?- strasznie plątał się jej język.

-Powiedzmy, że mam swoje znajomości...- odpowiedziałam z uśmiechem.

-No ja nie wierzę! Ty go znasz!- była wyraźnie zszokowana.

-No tak odrobinkę.- zaczerwieniłam się na tę myśl.

-Jeny opowiadaj! Jaki on jest? Ładnie pachnie? Z bliska też jest tak szalenie przystojny?

 -Wika, uspokój się. Zamęczysz ją.- wtrąciła Ada. Z nich dwóch to właśnie ona jest ta rozsądniejsza.

-No sory, ale jesteś taką szczęściarą.... Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę.- usprawiedliwiała się Wika.

-Mogę ci powiedzieć, że jest sympatyczny i zabawny.- tylko tym się z nią podzieliłam. To, że jest naprawdę zabójczo przystojny, a jego bluza pachniała aloesowym proszkiem do prania, postanowiłam zostawić tylko dla siebie. Po takich informacjach nie wiem, czy Wika dalej chciałaby się ze mną przyjaźnić. Mogłaby uznać mnie za konkurencję. Konkurencję, którą chyba naprawdę dla niej jestem.

Do końca dnia czułam, że  trochę mi słabo, ale stwierdziłam, że głównym powodem mojego złego samopoczucia może być brak zjedzonego rano śniadania. Za późno wstałam i nie miałam czasu. Po powrocie do domu nie miałam na nic siły, więc położyłam się na łóżku. Przykładając głowę do poduszki, od razu zasnęłam.

***

 Jechałam windą na najwyższe piętro wieżowca, wsłuchując się w denną melodyjkę. Nagle usłyszałam głośny pisk, a potem była tylko ciemność. Muzyczka ucichła, zapaliła się tylko mała, czerwona lampka ostrzegawcza, która rzucała blade światło na otaczające ściany. Z głośników usłyszałam głos, który zmroził krew w moich żyłach.

-Gdziekolwiek będziesz i tak cię znajdę. Nie próbuj uciekać przede mną. Wiem, że nadal mnie kochasz i tylko sama sobie zaszkodzisz.-wzdrygnęłam się po tych słowach. Czy rzeczywiście tak ma być? Czy już zawsze muszę żyć w przestrachu? Sama już nie wiem jakim uczuciem go darzę. Jedno jest pewne, w tym momencie zwyczajnie się go boję, jest tak nieobliczalny.   Próbowałam na ślepo klikać różne przyciski, ale nic się nie działo. Zrezygnowana usiadłam w kącie z podkulonymi nogami i objęłam kolana rękoma. Po pewnym czasie usłyszałam szczęknięcie windy i metalowe drzwi się rozsunęły. Stał w nich Daniel, zajmując prawię całą ich szerokość, co uniemożliwiało mi ucieczkę. Z głośników znów zabrzmiał ten sam głos co wcześniej.

-Zrozum, że jesteś moją własnością mogę zrobić z tobą wszystko co zechcę. Będę chciał kanapkę, masz mi ją zrobić. Będę chciał obejrzeć mecz, przyniesiesz mi piwo. Będę chciał seksu, będziesz uległa i mi się oddasz. Zrozumiałaś? Prędzej cię zabiję, niż pozwolę być ci z innym. A teraz nie wolno ci stąd wyjść.- dawno nie słyszałam tak bezwzględnych słów. W ogóle, jak to możliwe, że ponownie dudni mi w uszach ten głos, skoro Daniel stoi tuż przede mną? Wszystko wydaje się zagmatwane. To wygląda tak, jakby… próbował mnie uchronić przed samym sobą. Wyciągnął swoją dłoń, którą bez namysłu chwyciłam, bo chciałam jak najszybciej wydostać się z tej okropnej windy. Nie wiem czemu od razu wpadłam mu w objęcia, skoro nie powinnam. Zdecydowanie nie powinnam tego chcieć. A jednak  jego bliskość przyniosła mi w tamtym momencie ukojenie, którego tak bardzo pragnęłam i potrzebowałam w tamtym momencie.

***

A myślałam, że w końcu udało mi się o nim zapomnieć. Niestety się myliłam. Daniel ciągle mąci mi w głowie. Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Czułam się tak, jakby moje ciało było workiem ziemniaków. Chyba odpuszczę sobie dzisiejsze zajęcia. Biorąc pod uwagę fakt, że jutro mam się spotkać z Argentyńczykiem, wolę zostać w domu i poczekać aż minie mi złe samopoczucie. Wyszłam ze swojego pokoju i zajrzałam do kuchni, gdzie zastałam Olę jedzącą śniadanie.

-Słuchaj, źle się czuję i nie pójdę dzisiaj na uczelnię.- powiadomiłam przyjaciółkę. Odnoszę wrażenie, że ledwo trzymam się na nogach.

-Rzeczywiście, wyglądasz jak zombie.- cała Ola, zawsze umie podtrzymać człowieka na duchu. Chwilę potem musiała już wychodzić, więc pożegnałam się z nią i poszłam do łazienki. Dziewczyna miała rację, naprawdę wyglądam fatalnie. Blada, zmatowiała skóra i fioletowe sińce pod oczami.

-Jeśli jutro też mam tak wyglądać, nie będę wyglądać atrakcyjne.-pomyślałam i wróciłam do łóżka. Postanowiłam kontynuować „Hopelles”, książkę kupioną z Facundo. Tak pogrążyłam się w lekturze, że nie zauważyłam kiedy Ola wróciła do domu i stanęła w progu mojego pokoju.

-Hej, właśnie wróciłam. Pomyślałam, że nie będziesz czuła się na siłach, żeby coś ugotować, więc… mam pizze!- wykrzyknęła i wyciągnęła zza siebie olbrzymie pudełko pizzy. Ona myśli, że my same damy radę to zjeść? Chyba na dwa obiady. Zjadłam dwa kawałki, a mój brzuch miał dość. Po długich poszukiwaniach czegoś do oglądania, trafiłyśmy na dopiero co rozpoczynającą się „Zapowiedź”. Oglądałam to już kiedyś, ale dawno. Współczuję ludziom, którzy oglądają ze mną filmy, prawie wszystko muszę komentować. No ale Ola już się przyzwyczaiła i prawie nie zwraca na to uwagi.

Kolejny dzień, który zaczyna się okropnym bólem głowy. Tępe pulsowanie sprawia, że trudno skupić mi na czymkolwiek myśli. Poszukałam tabletek, przecież nie mogę zrezygnować z dzisiejszego spotkania. Kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, nie zauważyłam od wczoraj poprawy. Nie da się tego inaczej zamaskować jak dobrym i mocnym makijażem. Rozczochrane włosy przeistoczyłam w  gładko opadające na ramiona fale. Na Facundo chciałam wywrzeć jak najlepsze wrażenie, więc prawie godzinę spędziłam stojąc przed szafą w samej bieliźnie. Po długim namyśle zdecydowałam się na jasnoniebieskie dżinsy z wysokim stanem i czarny, obcisły T-shirt. Prezentowałam się chyba lepiej niż zwykle, co przy kołataniu w mojej głowie było nie lada wyczynem.

Całą drogę do Bełchatowa byłam zdenerwowana. Od kiedy uświadomiłam sobie co czuję do Argentyńczyka, jeszcze bardziej boję się spotkania. Dzisiaj Ola miała rysować portret Karola Kłosa i właśnie Facundo, więc logiczne było to, że nie będziemy mogli opuścić hali. Przed wejściem, tak jak ostatnio, czekał na nas Kacper. Tylko tym razem miał towarzystwo.

-Ładnie wyglądasz.- przywitał mnie Facundo. Czyli efekt osiągnięty.

-Dziękuję.- odpowiedziałam i całą czwórką weszliśmy do środka. Ola od razu rozstawiła wszystkie potrzebne przedmioty, zawołała Karola i wzięła się do pracy. Usiedliśmy na ławce i czekaliśmy na kolej Facundo. Na całe szczęście Kacper został z nami, bez jego obecności czułabym się jeszcze bardziej spięta. Po kilku minutach rozmowy nastała niezręczna cisza.

-Pójdę po kawę, chcecie też?- zaproponowałam na co obydwoje kiwnęli twierdząco głowami. Nie zdążyłam jeszcze opuścić hali, byłam przy drzwiach, a oni już wznowili rozmowę.

-Chłopie, widzę jak na nią patrzysz i jak się denerwujesz w jej obecności.- powiedział Kacper. Zapowiada się ciekawie, chyba posłucham co dalej mają do powiedzenia.

-Aż tak bardzo widać?- zapytał Argentyńczyk. Nie zaprzeczył, zrobiło mi się przez to cieplej w środku.

-Powinieneś z nią o tym porozmawiać, bo widać, że ty też nie jesteś jej obojętny.- słuszna uwaga.

-Zrobię to jeszcze dzisiaj, jak najszybciej, żebym się nie rozmyślił.

-Poczekaj chociaż aż wróci.- zaśmiał się Kacper i po tych słowach już wyszłam. W szampańskim nastroju i z uśmiechem na twarzy przemierzałam korytarz. Zauważyłam, że ściana przede mną faluje, a potem zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam jak uginają mi się nogi. Dalej była tylko pustka.
_____________________________________
No i wstawiam kolejny. ;D Miałam trochę dużo zajęć w ostatnich dniach, więc nie dałam rady zrobić tego wcześniej. Mam nadzieję, że Wam się ten rozdział spodobał i zachęcił do dalszego czekania na kolejne rozdziały. ;3 Następnego wpisu spodziewajcie się w poniedziałek. Czekam na komentarze, uwierzcie, naprawdę motywują. :)

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 7


To głupie, ale rozpoznałam go z daleka. Kobiecy szósty zmysł. Kiedy był coraz bliżej, serce podskoczyło mi aż do gardła.
-Hej, świetny artykuł.- powiedział do mnie. Żeby na niego spojrzeć, musiałam wysoko zadrzeć głowę do góry.
-Cześć. Miałam nadzieję, że się spodoba.- odwzajemniłam jego uśmiech. Facundo usiadł koło nas na ławce. Dziwnie się czułam, siedząc pomiędzy nimi. Nagle przypomniało mi się o jednej ważnej sprawie, którą chciałam załatwić.
-Emmm… Miałabym sprawę do ciebie-zwróciłam się do Argentyńczyka- moja koleżanka z uczelni była ostatnio na waszym meczu i bardzo chciała dostać twój autograf, ale wtedy się jej to nie udało. Byłaby jakaś szansa, żebym to dla niej załatwiła?
-Jasne, nie ma sprawy, zaczekaj chwilę.- dopiero gdy wyszedł, poczułam jaka spięta byłam, więc szybko się rozluźniłam. Po paru minutach Facundo wrócił do nas z dwoma podpisanymi pocztówkami.
-Wziąłem dwie, bo pomyślałem, że… może ty zechciałabyś jedną.- powiedział i niepewnie podrapał się po karku.
-Dziękuję, to miłe.- obdarzyłam go ciepłym spojrzeniem i schowałam pocztówki do torebki. Teraz chwila ciszy. Ryzykować czy nie? Niby nie mam nic do stracenia.
-Może miałbyś ochotę na jakiś spacer?- wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Przecież byłam prawie pewna, że odmówi.
-Jasne, chętnie pójdę.- odpowiedział, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. W myślach szykowałam już odpowiedź typu „szkoda, nic się nie stało, może innym razem”, a tu taka miła niespodzianka.
Zabrałam torebkę, ubrałam dżinsową kurtkę i byliśmy gotowi do wyjścia. Postanowiliśmy pójść w stronę pobliskiego parku, ale najpierw wstąpiliśmy do lodziarni, gdzie kupiliśmy dwa kręcone lody. On czekoladowego, a ja śmietankowo-truskawkowego. Tak wyposażeni ruszyliśmy w dalszą drogę.
-Powiedz mi, jakie to uczucie stać na boisku ze świadomością, że patrzą na ciebie tysiące par oczu kibiców, którzy oczekują, że zagrasz jak najlepiej?- zapytałam go.
-Pytasz jako dziennikarka czy prywatnie?- zażartował. Po naszych dwóch spotkaniach, na których mieliśmy okazję porozmawiać, mogę wywnioskować, że ma całkiem niezłe poczucie humoru.
-Prywatnie.- zaśmiałam się.
- Kiedy wszyscy patrzą i czekają na mój każdy kolejny ruch, wtedy wiem, że to co robię ma sens. I nie tylko uszczęśliwia mnie, ale także innych.- skończył mówić, a ja mimowolnie zaczęłam się śmiać. On spojrzał na mnie bezradnym wzrokiem. Wtedy wskazałam na nos, a on zorientował się, że jest usmarowany lodem. Zobaczyłam jak lekko się speszył, więc wzięłam swojego loda i zrobiłam nim wielką kropę na środku swojego nosa. Spojrzeliśmy się na siebie i oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Umilkliśmy dopiero wtedy, kiedy jakaś starsza pani obrzuciła nas dziwnym spojrzeniem.
-Jak ci się mieszkało w Ustce?- zapytał. Byłam zdziwiona, że to zapamiętał, a co więcej wymówił, bo to nie jest aż takie proste do wymowy przez obcokrajowca.
-Myślę, że nawet dobrze. Przez to, że to nadmorskie miasto, można było korzystać z wielu atrakcji dla wczasowiczów i również łatwo było znaleźć pracę na wakacje. Tylko kiedy byłam młodsza, mój ojciec przez pięć lat pracował za granicą i widzieliśmy się tylko parę razy w roku.- westchnęłam. Nieprzyjemnie wspominam ten czas.
-Wiem jak się czułaś, mój ojciec jako siatkarz chyba częściej bywał poza domem niż w domu.- zauważałam na jego policzku czekoladową plamkę, więc machinalnie ruszyłam ręką, aby ją zetrzeć.
-Przepraszam, nie powinnam.- oblałam się wielkim rumieńcem. Czemu ja to zrobiłam? Pewnie pomyśli, że jestem jakaś narwana… Powinnam najpierw myśleć, dopiero potem robić.
-Nic się nie stało, naprawdę.- jego głos wyrwał mnie ze stanu wewnętrznego karcenia siebie. Co nie zmienia faktu, że nadal czułam się potwornie głupio.
Najpierw usłyszeliśmy stukanie o liście, a dopiero potem zobaczyliśmy jak z nieba zaczynają spadać coraz to większe krople deszczu. Ślad po tej pięknej pogodzie, która panowała jeszcze kilka chwil temu, zniknął momentalnie. Zrobiło się ciemniej, zimniej i zerwał się wiatr. Poczułam, że mi chłodno, więc objęłam się rękoma. Facundo to zobaczył i pomimo moich sprzeciwów, zdjął swoją bluzę i mi ją wręczył. Była sporo za duża, ale i tak szczelnie się nią opatuliłam. Mi było cieplej, ale miałam wyrzuty sumienia, że teraz on został na samym krótkim rękawku. Zaproponowałam, żebyśmy weszli do małej księgarni, która znajdowała się po przeciwnej stronie ulicy. Tą niewielką odległość pokonaliśmy lekkim truchtem i szybko znaleźliśmy się w ciepłym pomieszczeniu. Podeszłam do półki z bestsellerami.
-Jak myślisz, którą wziąć?- zapytałam mojego towarzysza, trzymając dwie książki w dłoniach.
-Weź tę po prawej.- wskazał na książkę o tytule „Hopeless”. Opis na tylnej okładce zdaje się być intrygujący. Podeszłam do lady i zapłaciłam należną sumę. Za oknem właśnie się wypogodziło, więc mogliśmy opuścić księgarnię i skierować się w stronę powrotną. Na niebie w oddali można było zaobserwować blady zarys tęczy. No to do końca dnia powinniśmy liczyć na udaną pogodę. Sklepienie miało soczysty błękitny odcień, a słaby wiatr leniwie pędził po nim białe obłoki. Tak się zapatrzyłam do góry, że nie zauważyłam, że przede mną znajdowała się niewielka, ale głęboka kałuża. Oczywiście, wpadłam w nią, bo przecież nie mogło być inaczej.
-Świetnie!- powiedziałam pod nosem. Czy ja zawsze muszę coś odwalić? Paradoksalnie, kiedy staram się zrobić dobre wrażenie, wszystko jest przeciwko mnie. Nawet to głupie drzewo! A tak w ogóle to skąd ono pojawiło się tak nagle na środku drogi? Zapatrzyłam się na swojego mokrego trampka i prawie bym się z tą nieprzeciętnie wysoką lipą zderzyła. Prawie, bo  poczułam jak czyjaś mocna ręka w ostatniej chwili odsunęła mnie na bok.
-Musisz zacząć na siebie uważać, bo w końcu sobie coś zrobisz.- powiedział przyjaźnie. Już chyba większej idiotki z siebie przed nim nie zrobię. Odpowiedziałam mu milczeniem, a kolor mojej twarzy można by porównać do koloru dojrzałego buraka.
Podczas drogi powrotnej nie przydarzyła mi się już żadna „miła” niespodzianka. Kiedy dotarliśmy na halę, Ola kończyła jeszcze portret Mariusza, więc zajęliśmy naszą poprzednią ławkę, na której nadal siedział Kacper.
-Zgodziła się umówić kiedyś ze mną na wspólny obiad.- szepnął mi z podekscytowaniem na ucho.
-To świetnie, tylko pamiętaj, żeby jej nie skrzywdzić. Bo inaczej będziesz miał ze mną do czynienia - powiedziałam z udawaną groźną miną. Na widok moich wątłych ramion i małych pięści mało kto by się przestraszył, więc oboje wybuchliśmy śmiechem. Biedny Facundo tylko siedział z boku i nie rozumiał o czym rozmawiamy. W tej sytuacji myślę, że to i nawet lepiej.
Nie minęło pół godziny, a Ola skończyła swoją robotę na dziś. Oznaczało to powrót do Łodzi, bo od studiów nie uciekniemy. Pożegnałyśmy się ze wszystkimi.
-To do zobaczenia w sobotę.-powiedział Argentyńczyk.
-Tak, w sobotę.- odpowiedziałam i uraczyłam go promiennym uśmiechem, na co on zareagował tak samo. Wsiadłyśmy do wcześniej zamówionej taksówki i odjechałyśmy w stronę Łodzi.
Po powrocie wzięłam długi prysznic i poszłam położyć się do łóżka. Chwilę poleżałam, już miałam zasypiać, ale przypomniało mi się o książce, którą kupiłam dzisiaj z Facundo. Wstałam z łóżka z zamiarem sięgnięcia jej z torebki, ale poczułam, że kręci mi się w głowie, więc ponownie opadłam na łóżko. Może za szybko wstałam, taka drobnostka. Ponowiłam swoją próbę, tym razem wolniej. W łóżku znalazłam się z powrotem już z upragnionym przedmiotem. Szybko pogrążyłam się w lekturze. Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że czytając o głównym bohaterze, w głowie miałam obraz tylko jednej osoby.
_______________________________________________
Jednak udało mi się wstawić ;D czekam na komentarze :) chciałam podziękować K. Bez niej ten rozdział by nie powstał <3

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 6


Witaj Lena,

Wczoraj dzwonił do mnie prezes klubu PGE Skry Bełchatów z pewną prośbą. Otóż jeden z zawodników, ten z którym przeprowadzałaś wywiad, kupił naszą gazetę i napotkał tam swój portret. Pokazał go zarządowi klubu, a on był pod wielkim wrażeniem talentu Twojej przyjaciółki. Teraz chcą ją prosić, aby zajęła się naszkicowaniem portretów zawodników z całej drużyny, oczywiście za wynagrodzeniem. Miałyby one uzupełnić klubową galerię na korytarzu. Liczę na to, że przekażesz jej tę informację. Na dole dołączam wizytówkę prezesa Piechockiego.

Pozdrawiam,

Marzena Rybicka

Byłam pewna, że dziewczyna się zgodzi. W końcu przecież uwielbia się we wszystko angażować.

-Ola, przyjdź na chwilę do mojego pokoju!- zawołałam, a ona zjawiła się tam po paru sekundach. Podałam jej laptopa, aby sama dokładnie przeczytała wiadomość. Stwierdziłam, że tak będzie wygodniej, niż żebym ja musiała jej to jakoś wytłumaczyć.

-Oczywiście, że z miłą chęcią mogę się tym zająć. Widzę, że na dole jest wizytówka, to zaraz zadzwonię do tego prezesa.- dziewczyna aż promieniowała od tego entuzjazmu. Wstukała w swój telefon jego numer i wyszła, żeby zadzwonić. Przejrzałam wiadomości do końca, po czym odłożyłam laptopa i wzięłam swojego iPoda. Położyłam się na łóżku z zamkniętymi oczami i włączyłam playlistę, zaczynając od mojej ulubionej piosenki Nickelback- Edge Of A Revolution.

Chyba zasnęłam, bo gdy otworzyłam oczy, za oknem zaczynało się robić szarawo. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18.27. Rzeczywiście trochę odpłynęłam do krainy Morfeusza. Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie kawę dla rozbudzenia.

-Dzwoniłam do pana Piechockiego i umówiłam się z nim na środę, bo akurat wtedy odwołali nam zajęcia. Oczywiście pojedziesz ze mną, prawda?- powiedziała Ola, gdy tylko zobaczyła mnie wychodzącą ze swojej sypialni.

-Jestem ci to winna po ostatniej wycieczce do Bełchatowa.- mrugnęłam do przyjaciółki. Ostatnio to przecież ona towarzyszyła mi, więc teraz nasze role się zamienią. A jest to też okazja, żebym spotkała Argentyńczyka.

Zajęcia na uczelni przebiegały bez większych niespodzianek, we wtorek w trakcie przerwy znowu spotkałyśmy Wiktorię i Adę, które dosiadły się do naszego stolika.

-Hej dziewczyny, co tam u was? Mecz się udał?- zagadnęłam. Wyraz twarzy Wiki był bardzo niejednoznaczny. Wyglądała jakby naraz się cieszyła i była rozczarowana.

-Widowisko było genialne, atmosfera niesamowita, ale… nie udało mi się dostać autografu od Conte.- teraz dziewczyna wyglądała na naprawdę przybitą.

-Przykro mi.- odpowiedziałam. Zrobiło mi się jej trochę żal. Widać, że dziewczyna naprawdę interesuje się siatkówką. Musiałyśmy pożegnać się z dziewczynami, bo zbliżała się dalsza część wykładów dzisiejszego dnia.

Środa, kolejny piękny dzień, kiedy nie trzeba wcześnie zrywać się z łóżka i pędem lecieć na uczelnię. Tym razem mogłam postawić na zdecydowanie luźniejszy strój niż ostatnio. Wybrałam jasne dżinsy i granatowy T-shirt, a włosy postanowiłam pozostawić proste. Lekki i prosty makijaż okazał się efektownym dopełnieniem.

Ola musiała zabrać ze sobą wszystkie przybory, więc stwierdziłyśmy, że nie ma sensu tłuc się z tym autobusem i zamówiłyśmy taksówkę. Do Bełchatowa dojechałyśmy na czas. Przed bełchatowską halą czekał na nas syn prezesa klubu- Kacper Piechocki. Wprowadził nas na halę i zaprowadził pod gabinet ojca, do którego weszła Ola, a ja zostałam z Kacprem. Pan Piechocki chciał sam na sam ustalić warunki współpracy między sobą a moją przyjaciółką. Usiedliśmy na plastikowych krzesełkach na korytarzu.

-Długo się znacie?- odezwał się młody Piechocki. Jako najmłodszy z zawodników był w zbliżonym do nas wieku.

-Prawie od zawsze. Poznałyśmy się w pierwszej klasie szkoły podstawowej, kiedy Ola przypadkowo rozdarła sukienkę mojej ulubionej lalce. Krótkotrwała nienawiść szybko przerodziła się w wieloletnią przyjaźń.-odpowiedziałam. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. W jednym z pierwszych tygodni w szkole ogłoszono dzień, kiedy można było przyjść z własną zabawką. Byłam bardzo podekscytowana, bo parę dni wcześniej dostałam nowiusieńką lalkę w różowej, tiulowej sukience. Zostawiłam ją na ławce, żeby tylko pójść zjeść drugie śniadanie. Kiedy wróciłam, moją lalkę trzymała zupełnie obca mi dziewczynka. Bawiła się moją zabawką i swoim jednorożcem z plastikowym rogiem. Przypadkowo zahaczyła nim o tiulową sukienkę, co spowodowało, że się rozerwała. Myślałam, że nigdy jej tego nie wybaczę. A tu proszę, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.

-To musisz bardzo dobrze ją znać.- chłopak zdecydowanie był zainteresowany jej tematem.

-Oczywiście! Wiem co lubi najbardziej, co ją najbardziej przeraża… I wiem, też jakich chłopaków lubi.- po tych słowach spojrzałam się na niego znacząco, co spowodowało, że biedak oblał się rumieńcem. Nie mogliśmy kontynuować naszej rozmowy, bo zza drzwi gabinetu wyszła Ola.

-Kiedyś ci dokończę.- powiedziałam prawie bezgłośnie i do niego mrugnęłam, tak aby dziewczyna nie mogła tego ani usłyszeć, ani zobaczyć.

-To najpierw mamy spotkanie z całą drużyną, żeby im powiedzieć jakie wyzwanie czeka ich w najbliższym czasie. I jeszcze w planie na dzisiaj są dwa portrety. Będziemy jechać w kolejności numerów w drużynie, więc dzisiaj Srećko Lisinac i Mariusz Wlazły.- Ola aż tryskała energią. Spotkanie przebiegło sprawnie i szybko, większość zawodników była zadowolona z tego pomysłu. Ola jest taka otwarta, mówiła do nich swobodnie. Ja znalazłam jakieś ustronne miejsce, gdzie przeczekałam razem z jej ekwipunkiem do końca spotkania.

Dziewczyna znalazła miejsce do tworzenia pierwszego portretu, jak twierdziła „było tam idealne oświetlenie”. Poszukałam sobie pobliskiej ławki, gdzie po paru minutach dosiadł się do mnie Kacper.

-Moglibyśmy dokończyć naszą rozmowę.- zagadnął z uśmiechem. Wiedziałam, że chłopak nie zapomni o mojej obietnicy i prędzej czy później będzie chciał kontynuować temat. Okazało się,  że jednak prędzej.

-Więc słuchaj, dla Oli najważniejsze jest, żeby chłopak wciąż się starał. A nie odpuszczał, kiedy już ją zdobędzie. Musisz też pamiętać, że to chłopak powinien pierwszy „zacząć”- przy ostatnim wyrazie zrobiłam cudzysłów w powietrzu.

-A myślisz, że… byłaby mną zainteresowana?- zapytał trochę niepewnie.

-Myślę, że tak.- odpowiedziałam szczerze, co wywołało na jego ustach uśmiech. W pewnym momencie zobaczyłam, że w naszą stronę zmierza wysoka postać. Tu naprawdę jest tak gorąco, czy tylko mi się wydaje?
_________________________________________
I oto kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że się spodoba i zachęcam do dzielenia się swoją opinią i odczuciami w  komentarzach, które nie ukrywam, mogą naprawdę zmotywować do dalszego pisania. Niestety muszę Wam powiedzieć, że w zbliżającym się tygodniu będę miała masę zajęć na głowie i przez kilka dni nie będzie mnie w domu, przez co kolejny rozdział może się pojawić dopiero za tydzień. Nie mniej jednak mam nadzieję, że będziecie na niego czekać z niecierpliwością ;)