.

.

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 7


To głupie, ale rozpoznałam go z daleka. Kobiecy szósty zmysł. Kiedy był coraz bliżej, serce podskoczyło mi aż do gardła.
-Hej, świetny artykuł.- powiedział do mnie. Żeby na niego spojrzeć, musiałam wysoko zadrzeć głowę do góry.
-Cześć. Miałam nadzieję, że się spodoba.- odwzajemniłam jego uśmiech. Facundo usiadł koło nas na ławce. Dziwnie się czułam, siedząc pomiędzy nimi. Nagle przypomniało mi się o jednej ważnej sprawie, którą chciałam załatwić.
-Emmm… Miałabym sprawę do ciebie-zwróciłam się do Argentyńczyka- moja koleżanka z uczelni była ostatnio na waszym meczu i bardzo chciała dostać twój autograf, ale wtedy się jej to nie udało. Byłaby jakaś szansa, żebym to dla niej załatwiła?
-Jasne, nie ma sprawy, zaczekaj chwilę.- dopiero gdy wyszedł, poczułam jaka spięta byłam, więc szybko się rozluźniłam. Po paru minutach Facundo wrócił do nas z dwoma podpisanymi pocztówkami.
-Wziąłem dwie, bo pomyślałem, że… może ty zechciałabyś jedną.- powiedział i niepewnie podrapał się po karku.
-Dziękuję, to miłe.- obdarzyłam go ciepłym spojrzeniem i schowałam pocztówki do torebki. Teraz chwila ciszy. Ryzykować czy nie? Niby nie mam nic do stracenia.
-Może miałbyś ochotę na jakiś spacer?- wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Przecież byłam prawie pewna, że odmówi.
-Jasne, chętnie pójdę.- odpowiedział, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. W myślach szykowałam już odpowiedź typu „szkoda, nic się nie stało, może innym razem”, a tu taka miła niespodzianka.
Zabrałam torebkę, ubrałam dżinsową kurtkę i byliśmy gotowi do wyjścia. Postanowiliśmy pójść w stronę pobliskiego parku, ale najpierw wstąpiliśmy do lodziarni, gdzie kupiliśmy dwa kręcone lody. On czekoladowego, a ja śmietankowo-truskawkowego. Tak wyposażeni ruszyliśmy w dalszą drogę.
-Powiedz mi, jakie to uczucie stać na boisku ze świadomością, że patrzą na ciebie tysiące par oczu kibiców, którzy oczekują, że zagrasz jak najlepiej?- zapytałam go.
-Pytasz jako dziennikarka czy prywatnie?- zażartował. Po naszych dwóch spotkaniach, na których mieliśmy okazję porozmawiać, mogę wywnioskować, że ma całkiem niezłe poczucie humoru.
-Prywatnie.- zaśmiałam się.
- Kiedy wszyscy patrzą i czekają na mój każdy kolejny ruch, wtedy wiem, że to co robię ma sens. I nie tylko uszczęśliwia mnie, ale także innych.- skończył mówić, a ja mimowolnie zaczęłam się śmiać. On spojrzał na mnie bezradnym wzrokiem. Wtedy wskazałam na nos, a on zorientował się, że jest usmarowany lodem. Zobaczyłam jak lekko się speszył, więc wzięłam swojego loda i zrobiłam nim wielką kropę na środku swojego nosa. Spojrzeliśmy się na siebie i oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Umilkliśmy dopiero wtedy, kiedy jakaś starsza pani obrzuciła nas dziwnym spojrzeniem.
-Jak ci się mieszkało w Ustce?- zapytał. Byłam zdziwiona, że to zapamiętał, a co więcej wymówił, bo to nie jest aż takie proste do wymowy przez obcokrajowca.
-Myślę, że nawet dobrze. Przez to, że to nadmorskie miasto, można było korzystać z wielu atrakcji dla wczasowiczów i również łatwo było znaleźć pracę na wakacje. Tylko kiedy byłam młodsza, mój ojciec przez pięć lat pracował za granicą i widzieliśmy się tylko parę razy w roku.- westchnęłam. Nieprzyjemnie wspominam ten czas.
-Wiem jak się czułaś, mój ojciec jako siatkarz chyba częściej bywał poza domem niż w domu.- zauważałam na jego policzku czekoladową plamkę, więc machinalnie ruszyłam ręką, aby ją zetrzeć.
-Przepraszam, nie powinnam.- oblałam się wielkim rumieńcem. Czemu ja to zrobiłam? Pewnie pomyśli, że jestem jakaś narwana… Powinnam najpierw myśleć, dopiero potem robić.
-Nic się nie stało, naprawdę.- jego głos wyrwał mnie ze stanu wewnętrznego karcenia siebie. Co nie zmienia faktu, że nadal czułam się potwornie głupio.
Najpierw usłyszeliśmy stukanie o liście, a dopiero potem zobaczyliśmy jak z nieba zaczynają spadać coraz to większe krople deszczu. Ślad po tej pięknej pogodzie, która panowała jeszcze kilka chwil temu, zniknął momentalnie. Zrobiło się ciemniej, zimniej i zerwał się wiatr. Poczułam, że mi chłodno, więc objęłam się rękoma. Facundo to zobaczył i pomimo moich sprzeciwów, zdjął swoją bluzę i mi ją wręczył. Była sporo za duża, ale i tak szczelnie się nią opatuliłam. Mi było cieplej, ale miałam wyrzuty sumienia, że teraz on został na samym krótkim rękawku. Zaproponowałam, żebyśmy weszli do małej księgarni, która znajdowała się po przeciwnej stronie ulicy. Tą niewielką odległość pokonaliśmy lekkim truchtem i szybko znaleźliśmy się w ciepłym pomieszczeniu. Podeszłam do półki z bestsellerami.
-Jak myślisz, którą wziąć?- zapytałam mojego towarzysza, trzymając dwie książki w dłoniach.
-Weź tę po prawej.- wskazał na książkę o tytule „Hopeless”. Opis na tylnej okładce zdaje się być intrygujący. Podeszłam do lady i zapłaciłam należną sumę. Za oknem właśnie się wypogodziło, więc mogliśmy opuścić księgarnię i skierować się w stronę powrotną. Na niebie w oddali można było zaobserwować blady zarys tęczy. No to do końca dnia powinniśmy liczyć na udaną pogodę. Sklepienie miało soczysty błękitny odcień, a słaby wiatr leniwie pędził po nim białe obłoki. Tak się zapatrzyłam do góry, że nie zauważyłam, że przede mną znajdowała się niewielka, ale głęboka kałuża. Oczywiście, wpadłam w nią, bo przecież nie mogło być inaczej.
-Świetnie!- powiedziałam pod nosem. Czy ja zawsze muszę coś odwalić? Paradoksalnie, kiedy staram się zrobić dobre wrażenie, wszystko jest przeciwko mnie. Nawet to głupie drzewo! A tak w ogóle to skąd ono pojawiło się tak nagle na środku drogi? Zapatrzyłam się na swojego mokrego trampka i prawie bym się z tą nieprzeciętnie wysoką lipą zderzyła. Prawie, bo  poczułam jak czyjaś mocna ręka w ostatniej chwili odsunęła mnie na bok.
-Musisz zacząć na siebie uważać, bo w końcu sobie coś zrobisz.- powiedział przyjaźnie. Już chyba większej idiotki z siebie przed nim nie zrobię. Odpowiedziałam mu milczeniem, a kolor mojej twarzy można by porównać do koloru dojrzałego buraka.
Podczas drogi powrotnej nie przydarzyła mi się już żadna „miła” niespodzianka. Kiedy dotarliśmy na halę, Ola kończyła jeszcze portret Mariusza, więc zajęliśmy naszą poprzednią ławkę, na której nadal siedział Kacper.
-Zgodziła się umówić kiedyś ze mną na wspólny obiad.- szepnął mi z podekscytowaniem na ucho.
-To świetnie, tylko pamiętaj, żeby jej nie skrzywdzić. Bo inaczej będziesz miał ze mną do czynienia - powiedziałam z udawaną groźną miną. Na widok moich wątłych ramion i małych pięści mało kto by się przestraszył, więc oboje wybuchliśmy śmiechem. Biedny Facundo tylko siedział z boku i nie rozumiał o czym rozmawiamy. W tej sytuacji myślę, że to i nawet lepiej.
Nie minęło pół godziny, a Ola skończyła swoją robotę na dziś. Oznaczało to powrót do Łodzi, bo od studiów nie uciekniemy. Pożegnałyśmy się ze wszystkimi.
-To do zobaczenia w sobotę.-powiedział Argentyńczyk.
-Tak, w sobotę.- odpowiedziałam i uraczyłam go promiennym uśmiechem, na co on zareagował tak samo. Wsiadłyśmy do wcześniej zamówionej taksówki i odjechałyśmy w stronę Łodzi.
Po powrocie wzięłam długi prysznic i poszłam położyć się do łóżka. Chwilę poleżałam, już miałam zasypiać, ale przypomniało mi się o książce, którą kupiłam dzisiaj z Facundo. Wstałam z łóżka z zamiarem sięgnięcia jej z torebki, ale poczułam, że kręci mi się w głowie, więc ponownie opadłam na łóżko. Może za szybko wstałam, taka drobnostka. Ponowiłam swoją próbę, tym razem wolniej. W łóżku znalazłam się z powrotem już z upragnionym przedmiotem. Szybko pogrążyłam się w lekturze. Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że czytając o głównym bohaterze, w głowie miałam obraz tylko jednej osoby.
_______________________________________________
Jednak udało mi się wstawić ;D czekam na komentarze :) chciałam podziękować K. Bez niej ten rozdział by nie powstał <3

3 komentarze:

  1. O jeju jak miło ! <3 ROZDZIAŁ ŚWIETNY! *.* Z pewnością sama też byś dała radę. :) Czasami trzeba poszukać natchnienia. :D Zawsze możesz na mnie liczyć xx

    OdpowiedzUsuń
  2. IDEALNE!!! ♥
    Wstawiaj jak najwięcej!!! :>

    OdpowiedzUsuń
  3. PISZ SZYBKO, BO CZEKAM NIECIERPLIWIE! ~Kora ;*

    OdpowiedzUsuń