.

.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 9


Obudziłam się i pierwsze co zobaczyłam to szpitalny sufit. Zdenerwowałam się, bo nie wiedziałam co się stało i co ja tu robię.

-Panie doktorze, obudziła się.- dopiero teraz zauważyłam Olę. Siedziała na krześle przy moim łóżku. Lekarz podszedł do mnie, spisał kilka niezrozumiałych dla mnie rzeczy z maszyn, do których byłam podłączona i wyszedł. Miałam teraz szansę na dowiedzenie się czegokolwiek.

-Ola, co to wszystko znaczy? Co ja tu robię? Co się stało?- dopytywałam się niecierpliwie. Pamiętam tylko, że poszłam po kawę.

-Spokojnie, wszystko powoli ci wyjaśnię. Tylko bądź spokojna, lekarz zabronił się stresować i denerwować. Poszłaś po kawę i długo nie wracałaś. Po dwudziestu minutach Facundo poszedł zobaczyć co cię zatrzymało i zastał cię leżącą bez znaku życia na podłodze, parę metrów od automatu. Przybiegł z powrotem do nas, a ja zadzwoniłam po karetkę. Zabrali cię, ale nam nie pozwolili z tobą jechać, więc Kacper nas tu przywiózł.- skończyła swoją opowieść. Wszystko jest nie tak! To miało wyglądać kompletnie inaczej… Miałam wrócić z kawą i szczerze porozmawiać z Facundo. Kiedy w końcu dowiedziałam się, że on też coś do mnie czuje, wszystko się spieprzyło. Jeszcze zastanawiająca jest przyczyna mojego pobytu tutaj. Przecież nie mdleje się bez przyczyny, a od dłuższego czasu źle się czułam. Moje przemyślenia przerwał lekarz, wchodząc na salę.

-Proszę, żeby dołączyła pani do pozostałej dwójki na korytarzu.- zwrócił się do Oli. Oznacza to, że na korytarzu muszą czekać Facundo i Kacper. Pierwsza pozytywna wiadomość od dłuższego czasu.

-Przywieziono panią nieprzytomną do szpitala.- teraz mówił do mnie.- Wykonaliśmy kilka rutynowych badań. Morfologia wykazała, że ma pani zmniejszoną liczbę płytek krwi i obniżony poziom żelaza. Rozpoznaliśmy u pani anemię syderopeniczną, czyli niedokrwistość z niedoboru żelaza.

-I co dalej?- byłam wyraźnie wstrząśnięta. Ja i choroba? Przecież ja nie choruję, nawet rzadko kiedy dopadnie mnie zwykłe przeziębienie.

-Musimy zatrzymać panią na obserwację do jutra. Jutro dowie się pani jak będzie przebiegało leczenie.- powiedział lekarz i opuścił salę. Ledwo wyszedł, a do środka wbiegła Ola.

- I co z tobą? Nic nie chcieli nam powiedzieć.- zapytała Ola. Jak dobrze mieć kogoś, kto się o mnie martwi.

-Anemia, nic dokładniej jeszcze nie wiem- westchnęłam. Trochę mnie to przytłacza, ale powinnam być silna.

-Facundo chciał z tobą porozmawiać.- oznajmiła mi dziewczyna. Wzięłam głęboki wdech. Mam z nim rozmawiać w takim stanie? Z podkrążonymi oczami, włosami w kompletnym nieładzie, bez grama makijażu na twarzy... Jeszcze ten ból głowy, który nadal mnie nie opuścił. Kiwnęłam przyjaciółce głową na znak tego, że się zgadzam, a ona po niego poszła. Kiedy Argentyńczyk wszedł do środka, głośno przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. W myślach przeklinałam Olę, że nie weszła razem z nim, jednak w głębi wiem, że nie powinna być przy tej rozmowie.

-Hej, jak się czujesz?- zapytał z zatroskaną miną i usiadł na krześle obok mojego łóżka. Ile ja bym oddała, żeby mieć takiego faceta...

-Już lepiej, dziękuję, że w ogóle poszedłeś mnie wtedy poszukać.-odpowiedziałam. Powiedzieć mu czy nie? To chyba będzie wobec niego nie fair, jeśli to zataję.

-Powinieneś wiedzieć, że słyszałam twoją rozmowę z Kacprem.- wypaliłam na jednym wydechu, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie.

-Chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale myślałem, że wyjdzie to w trochę innych okolicznościach...- lekkie skrępowanie wyraźnie nie chciało go opuścić. Jak nie ja, postanowiłam przejąć inicjatywę. A przecież nigdy nie wykonuję pierwszego kroku i czekam aż zrobi to druga strona. No cóż, przyszedł czas na zmiany.

-Chcę żebyś wiedział, że w ciągu tych kilku razy kiedy się spotkaliśmy, mile spędziłam z tobą czas i czekałam na kolejne spotkania. Muszę przyznać, że... Nie jesteś mi obojętny.- wypowiedzenie tych słów przyszło mi z wielkim trudem, a jednocześnie przyniosło ogromną ulgę.

 -Wiesz, że ty mi też, prawda?- zapytał mnie, patrząc mi prosto w oczy, na co potwierdzająco kiwnęłam głową. On lekko pochylił się w moją stronę, a ja uniosłam się na łokciach. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Już mieliśmy złączyć usta w pierwszym, delikatnym pocałunku, ale wtedy otworzyły się drzwi i do środka wszedł lekarz. Ma koleś wyczucie czasu! Czy nie mógł przyjść chociażby parę sekund później?!

 -Bardzo mi przykro, ale musi pan wyjść. O 19.30 kończą się odwiedziny.- powiedział lekarz. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał 19.28.

-Facundo, chyba musisz już iść.- w moim głosie był słyszalny smutek.

-Do zobaczenia.- odpowiedział, pocałował mnie w policzek i wyszedł. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, głośno westchnęłam, przez co lekarz dziwnie się na mnie spojrzał. Ale nie obchodziło mnie to. Jedyną rzeczą, która miała dla mnie w tym momencie znaczenie, to wydarzenie sprzed chwili. Nie spodziewałam się takiego zachowania Argentyńczyka, ale pozytywnie mnie to zaskoczyło. Chwilę, w której musnął swoimi ustami skórę mojego policzka, mogłabym wspominać jeszcze przez pewien czas. Jednak lekarz chyba za punkt honoru przyjął sobie, aby mi ciągle we wszystkim przeszkadzać.

-Powinna pani odpoczywać jak najwięcej, więc radziłbym iść spać. Poranek w szpitalu zaczyna się wcześnie. Niech spodziewa się pani pielęgniarki o 5.00. Dobrej nocy życzę.- zakończył i wyszedł. O 5.00 rano?! To są chyba jakieś żarty... Dziewięć godzin snu by mi w zupełności wystarczyło, tyle że jest dopiero 19.45, a nie umiem tak wcześnie zasnąć.

Leżałam tak w ciszy i samotności od przeszło dwóch godzin, a sen nadal nie nadchodził. Założyłam słuchawki i dopiero przy ich pomocy udało mi się zasnąć.

-Halo, dzień dobry, pora na poranne badania.- usłyszałam głos pogodnej pielęgniarki. Przed chwilą zamknęłam oczy i już mnie budzą... Swoją drogą, jak ta kobieta może się cieszyć, skoro jest zaledwie parę minut po 5.00? Sprawdziła liczby na ekranach, z którymi łączyły mnie gałęzie przewodów i pobrała krew, żeby zanieść ją do laboratorium. Ledwo opuściła mnie jedna pielęgniarka, a już przyszła kolejna ze śniadaniem. Popatrzyłam na talerz z owsianką i szybko odechciało mi się jeść. Nienawidzę owsianki. Tylko co ja mam z nią zrobić, żeby zniknęła? Przecież nie mogą zobaczyć, że talerz stoi nieruszony. Spojrzałam w lewo i gdy swoim wzrokiem napotkałam okno, wpadłam na pomysł. Wstałam i je otworzyłam. Moja sala mieściła się na parterze, a za oknem rosła trawa. Lekko się wychyliłam, aby pozbyć się obrzydliwej paćki. W tej samej chwili usłyszałam otwieranie drzwi i o mało nie wypadłam z okna. Na szczęście to była Ola, która kiedy tylko zobaczyła co robię, od razu zaczęła się śmiać.

-Nie pytaj.- powiedziałam do przyjaciółki.

-Na korytarzu mijałam się z lekarzem, zaraz do ciebie przyjdzie.- poinformowała mnie. Mam nadzieję, że teraz będzie mogła zostać przy rozmowie z lekarzem. Przecież nie mam nic przed nią do ukrycia, a jej obecność wpłynie na mnie krzepiąco.

-Dzień dobry. Mam dla pani kilka informacji.- zwrócił się do mnie.- Przez miesiąc, w każdą środę będzie pani przyjeżdżać na zastrzyki podnoszące poziom żelaza, może wtedy uda się go ustabilizować. Przez co najmniej tydzień zalecałbym pozostanie w domu i leżenie w łóżku, aby nie przesilić organizmu. Powinna się pani także udać do dietetyka, który ułoży dietę bogatą w żelazo. A więc widzimy się za trzy dni. Do widzenia.- kiedy nas opuścił, odetchnęłam z ulgą. Spodziewałam się gorszego. Szybko przebrałam się w ubrania, które przywiozła mi Ola. Chwała jej za to, że o tym pomyślała!

-Wczoraj była u nas pani Marzena, chciała bardzo pilnie o czymś z tobą porozmawiać. Powiedziałam jej tak w skrócie co się stało i prosiła, żebyś do niej oddzwoniła kiedy będziesz mogła.- powiedziała Ola i wyszłyśmy ze szpitala.

Nie ma cudowniejszego miejsca niż własne łóżko. Perspektywa spędzenia w nim całego tygodnia wydaje się być całkiem przyjemna. Przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do pani Marzeny. Chwyciłam telefon z szafki nocnej i wybrałam odpowiedni numer. Mam tylko nadzieję, że to będzie pozytywna wiadomość. Choroba już dosyć pokrzyżowała mi plany.
___________________________________________________________
I to jest DZIESIĄTY post jaki tutaj publikuję! Mi szybko zleciało, a Wam? Nie myślałam, że sama tak wkręcę się w to opowiadanie. :) Jakie są Wasze odczucia po przeczytaniu tych rozdziałów? Podzielcie się nimi w komentarzach. ;D A na dalszy ciąg zapraszam już w czwartek. Może macie jakieś przypuszczenia, jaki interes ma pani Marzena do Leny? :)

2 komentarze:

  1. Czy szybko?! To STRASZNIE szybko zleciało!!!
    Dodawaj, dodawaj! :>>

    OdpowiedzUsuń
  2. WAITIN'!!!!! -.-" ~ Kora

    OdpowiedzUsuń