Obudziłam się
i pierwsze co zobaczyłam to szpitalny sufit. Zdenerwowałam się, bo nie
wiedziałam co się stało i co ja tu robię.
-Panie
doktorze, obudziła się.- dopiero teraz zauważyłam Olę. Siedziała na krześle
przy moim łóżku. Lekarz podszedł do mnie, spisał kilka niezrozumiałych dla mnie
rzeczy z maszyn, do których byłam podłączona i wyszedł. Miałam teraz szansę na
dowiedzenie się czegokolwiek.
-Ola, co to
wszystko znaczy? Co ja tu robię? Co się stało?- dopytywałam się niecierpliwie.
Pamiętam tylko, że poszłam po kawę.
-Spokojnie,
wszystko powoli ci wyjaśnię. Tylko bądź spokojna, lekarz zabronił się stresować
i denerwować. Poszłaś po kawę i długo nie wracałaś. Po dwudziestu minutach
Facundo poszedł zobaczyć co cię zatrzymało i zastał cię leżącą bez znaku życia
na podłodze, parę metrów od automatu. Przybiegł z powrotem do nas, a ja
zadzwoniłam po karetkę. Zabrali cię, ale nam nie pozwolili z tobą jechać, więc
Kacper nas tu przywiózł.- skończyła swoją opowieść. Wszystko jest nie tak! To
miało wyglądać kompletnie inaczej… Miałam wrócić z kawą i szczerze porozmawiać
z Facundo. Kiedy w końcu dowiedziałam się, że on też coś do mnie czuje,
wszystko się spieprzyło. Jeszcze zastanawiająca jest przyczyna mojego pobytu
tutaj. Przecież nie mdleje się bez przyczyny, a od dłuższego czasu źle się
czułam. Moje przemyślenia przerwał lekarz, wchodząc na salę.
-Proszę, żeby
dołączyła pani do pozostałej dwójki na korytarzu.- zwrócił się do Oli. Oznacza
to, że na korytarzu muszą czekać Facundo i Kacper. Pierwsza pozytywna wiadomość
od dłuższego czasu.
-Przywieziono
panią nieprzytomną do szpitala.- teraz mówił do mnie.- Wykonaliśmy kilka
rutynowych badań. Morfologia wykazała, że ma pani zmniejszoną liczbę płytek
krwi i obniżony poziom żelaza. Rozpoznaliśmy u pani anemię syderopeniczną,
czyli niedokrwistość z niedoboru żelaza.
-I
co dalej?- byłam wyraźnie wstrząśnięta. Ja i choroba? Przecież ja nie choruję,
nawet rzadko kiedy dopadnie mnie zwykłe przeziębienie.
-Musimy
zatrzymać panią na obserwację do jutra. Jutro dowie się pani jak będzie
przebiegało leczenie.- powiedział lekarz i opuścił salę. Ledwo wyszedł, a do
środka wbiegła Ola.
-
I co z tobą? Nic nie chcieli nam powiedzieć.- zapytała Ola. Jak dobrze mieć
kogoś, kto się o mnie martwi.
-Anemia,
nic dokładniej jeszcze nie wiem- westchnęłam. Trochę mnie to przytłacza, ale
powinnam być silna.
-Facundo
chciał z tobą porozmawiać.- oznajmiła mi dziewczyna. Wzięłam głęboki wdech. Mam
z nim rozmawiać w takim stanie? Z podkrążonymi oczami, włosami w kompletnym
nieładzie, bez grama makijażu na twarzy... Jeszcze ten ból głowy, który nadal
mnie nie opuścił. Kiwnęłam przyjaciółce głową na znak tego, że się zgadzam, a
ona po niego poszła. Kiedy Argentyńczyk wszedł do środka, głośno przełknęłam
ślinę ze zdenerwowania. W myślach przeklinałam Olę, że nie weszła razem z nim,
jednak w głębi wiem, że nie powinna być przy tej rozmowie.
-Hej, jak się czujesz?- zapytał z
zatroskaną miną i usiadł na krześle obok mojego łóżka. Ile ja bym oddała, żeby
mieć takiego faceta...
-Już lepiej, dziękuję, że w ogóle poszedłeś
mnie wtedy poszukać.-odpowiedziałam. Powiedzieć mu czy nie? To chyba będzie
wobec niego nie fair, jeśli to zataję.
-Powinieneś wiedzieć, że słyszałam twoją
rozmowę z Kacprem.- wypaliłam na jednym wydechu, a na jego twarzy pojawiło
się zmieszanie.
-Chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale
myślałem, że wyjdzie to w trochę innych okolicznościach...- lekkie
skrępowanie wyraźnie nie chciało go opuścić. Jak nie ja, postanowiłam przejąć
inicjatywę. A przecież nigdy nie wykonuję pierwszego kroku i czekam aż zrobi to
druga strona. No cóż, przyszedł czas na zmiany.
-Chcę żebyś wiedział, że w ciągu tych kilku
razy kiedy się spotkaliśmy, mile spędziłam z tobą czas i czekałam na kolejne
spotkania. Muszę przyznać, że... Nie jesteś mi obojętny.- wypowiedzenie
tych słów przyszło mi z wielkim trudem, a jednocześnie przyniosło ogromną ulgę.
-Wiesz,
że ty mi też, prawda?- zapytał mnie, patrząc mi prosto w oczy, na co
potwierdzająco kiwnęłam głową. On lekko pochylił się w moją stronę, a ja
uniosłam się na łokciach. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Już
mieliśmy złączyć usta w pierwszym, delikatnym pocałunku, ale wtedy otworzyły
się drzwi i do środka wszedł lekarz. Ma koleś wyczucie czasu! Czy nie mógł
przyjść chociażby parę sekund później?!
-Bardzo mi przykro, ale musi pan wyjść. O
19.30 kończą się odwiedziny.- powiedział lekarz. Spojrzałam na zegar wiszący na
ścianie, który wskazywał 19.28.
-Facundo, chyba musisz już iść.- w moim
głosie był słyszalny smutek.
-Do zobaczenia.- odpowiedział, pocałował
mnie w policzek i wyszedł. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, głośno westchnęłam,
przez co lekarz dziwnie się na mnie spojrzał. Ale nie obchodziło mnie to.
Jedyną rzeczą, która miała dla mnie w tym momencie znaczenie, to wydarzenie
sprzed chwili. Nie spodziewałam się takiego zachowania Argentyńczyka, ale
pozytywnie mnie to zaskoczyło. Chwilę, w której musnął swoimi ustami skórę
mojego policzka, mogłabym wspominać jeszcze przez pewien czas. Jednak lekarz
chyba za punkt honoru przyjął sobie, aby mi ciągle we wszystkim przeszkadzać.
-Powinna pani
odpoczywać jak najwięcej, więc radziłbym iść spać. Poranek w szpitalu zaczyna
się wcześnie. Niech spodziewa się pani pielęgniarki o 5.00. Dobrej nocy życzę.-
zakończył i wyszedł. O 5.00 rano?! To są chyba jakieś żarty... Dziewięć godzin
snu by mi w zupełności wystarczyło, tyle że jest dopiero 19.45, a nie umiem tak
wcześnie zasnąć.
Leżałam tak w
ciszy i samotności od przeszło dwóch godzin, a sen nadal nie nadchodził.
Założyłam słuchawki i dopiero przy ich pomocy udało mi się zasnąć.
-Halo, dzień
dobry, pora na poranne badania.- usłyszałam głos pogodnej pielęgniarki. Przed
chwilą zamknęłam oczy i już mnie budzą... Swoją drogą, jak ta kobieta może się
cieszyć, skoro jest zaledwie parę minut po 5.00? Sprawdziła liczby na ekranach,
z którymi łączyły mnie gałęzie przewodów i pobrała krew, żeby zanieść ją do
laboratorium. Ledwo opuściła mnie jedna pielęgniarka, a już przyszła kolejna ze
śniadaniem. Popatrzyłam na talerz z owsianką i szybko odechciało mi się jeść.
Nienawidzę owsianki. Tylko co ja mam z nią zrobić, żeby zniknęła? Przecież nie
mogą zobaczyć, że talerz stoi nieruszony. Spojrzałam w lewo i gdy swoim
wzrokiem napotkałam okno, wpadłam na pomysł. Wstałam i je otworzyłam. Moja sala
mieściła się na parterze, a za oknem rosła trawa. Lekko się wychyliłam, aby
pozbyć się obrzydliwej paćki. W tej samej chwili usłyszałam otwieranie drzwi i
o mało nie wypadłam z okna. Na szczęście to była Ola, która kiedy tylko
zobaczyła co robię, od razu zaczęła się śmiać.
-Nie pytaj.-
powiedziałam do przyjaciółki.
-Na korytarzu
mijałam się z lekarzem, zaraz do ciebie przyjdzie.- poinformowała mnie. Mam
nadzieję, że teraz będzie mogła zostać przy rozmowie z lekarzem. Przecież nie
mam nic przed nią do ukrycia, a jej obecność wpłynie na mnie krzepiąco.
-Dzień dobry.
Mam dla pani kilka informacji.- zwrócił się do mnie.- Przez miesiąc, w
każdą środę będzie pani przyjeżdżać na zastrzyki podnoszące poziom żelaza, może
wtedy uda się go ustabilizować. Przez co najmniej tydzień zalecałbym pozostanie
w domu i leżenie w łóżku, aby nie przesilić organizmu. Powinna się pani także
udać do dietetyka, który ułoży dietę bogatą w żelazo. A więc widzimy się za
trzy dni. Do widzenia.- kiedy nas opuścił, odetchnęłam z ulgą. Spodziewałam się
gorszego. Szybko przebrałam się w ubrania, które przywiozła mi Ola. Chwała jej
za to, że o tym pomyślała!
-Wczoraj była
u nas pani Marzena, chciała bardzo pilnie o czymś z tobą porozmawiać.
Powiedziałam jej tak w skrócie co się stało i prosiła, żebyś do niej oddzwoniła
kiedy będziesz mogła.- powiedziała Ola i wyszłyśmy ze szpitala.
Nie ma
cudowniejszego miejsca niż własne łóżko. Perspektywa spędzenia w nim całego
tygodnia wydaje się być całkiem przyjemna. Przypomniałam sobie, że miałam
zadzwonić do pani Marzeny. Chwyciłam telefon z szafki nocnej i wybrałam
odpowiedni numer. Mam tylko nadzieję, że to będzie pozytywna wiadomość. Choroba
już dosyć pokrzyżowała mi plany.
___________________________________________________________
I to jest DZIESIĄTY post jaki tutaj publikuję! Mi szybko zleciało, a Wam? Nie myślałam, że sama tak wkręcę się w to opowiadanie. :) Jakie są Wasze odczucia po przeczytaniu tych rozdziałów? Podzielcie się nimi w komentarzach. ;D A na dalszy ciąg zapraszam już w czwartek. Może macie jakieś przypuszczenia, jaki interes ma pani Marzena do Leny? :)
Czy szybko?! To STRASZNIE szybko zleciało!!!
OdpowiedzUsuńDodawaj, dodawaj! :>>
WAITIN'!!!!! -.-" ~ Kora
OdpowiedzUsuń