.

.

piątek, 29 maja 2015

Rozdział 4


-Ja… Nie wiem.- przyznałam cicho. Ta kobieta nie da mi żyć do końca roku, ja to czuję.

-A więc Platon nic panience nie mówi?- patrzyła na mnie tym lodowatym wzrokiem, jakby chciała mnie nim przebić na wylot.- Proszę usiąść i słuchać co mówię, bo nie mówię tego do siebie, a to wam powinno zależeć aby się czegoś nauczyć. Zdecydowanie najmniej lubię zajęcia z filozofii. Przez te dwie godziny próbowałam się skupić na słowach tej jędzy, ale nawet obdrapana, żółta ściana przyciągała więcej mojej uwagi, niż jej wykład o Platonie. Po długich godzinach męczarni, w końcu mogliśmy opuścić salę. Poszłyśmy z Olą do niewielkiej kafejki na parterze, w której często panował wielki tłok. Zamówiłyśmy kawę i szukałyśmy wolnych miejsc, niestety prawie wszystkie miejsca były zajęte. Do swojego stolika zaprosiły nas dwie sympatycznie wyglądające dziewczyny, jak się później okazało- Ada i Wiktoria.

-Co studiujecie?- zapytałam dziewczyny.

-Filologię, a wy?- Ada wydawała się być naprawdę miłą osobą.

-My dziennikarstwo i komunikację społeczną.- odpowiedziała Ola. W tym momencie zawibrował telefon Wiktorii, która po odczytaniu wiadomości wyglądała, jakby miała dostać zawał.

-Normalnie nie wierzę!- krzyknęła.- Ada, moja koleżanka załatwiła nam bilety na mecz Skry z Zaksą! W końcu zobaczę ich na żywo i może uda mi się zdobyć autograf od największego siatkarskiego ciacha….- rozmarzyła się Wika, ale Ada jej przerwała.

-Cała Wiktoria. Ma jakąś obsesję na punkcie tego argentyńskiego siatkarza, Corte, czy jak mu tam.

-Conte.- wtrąciła obrażona dziewczyna. Popatrzyłam na Olę i obydwie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.

-Co was tak bawi?- zapytała Wiktoria. Dziewczyna chyba by zwariowała, gdyby dowiedziała się, że go spotkałyśmy. I nie tylko jego. Dobrze, że z przyjaciółką często rozumiemy się bez słów i wspólnie wpadłyśmy na ten sam pomysł, żeby nic o tym nie wspominać.

-Musisz być wiernym kibicem.- Ola próbowała trochę zmienić temat.

- Zawsze starałam się oglądać mecze, niestety tylko w telewizji. Ale teraz w końcu obejrzę na żywo!- Wika dalej była podekscytowana. Dopiłyśmy kawę i musiałyśmy wracać na dalszą część zajęć.

-Musimy lecieć, na razie dziewczyny.- pożegnałam Wikę i Adę.

-Do zobaczenia!- odpowiedziały, a my udałyśmy się w stronę sali wykładowczej. Tym razem zajęcia nie były tak okropne jak te z filozofii. Profesor wykładający kulturę języka jest zdecydowanie przyjaźniej nastawiony do studentów. Teraz czas zleciał szybciej niż na poprzednich wykładach z czerwonowłosą wiedźmą.

Po powrocie do domu zaczęłyśmy robić obiad. Wow! Aż dziwne, że Ola umie ugotować makaron i przy okazji nie spalić całego budynku. Nie wiem co się stało, że tak nagle zaczęła angażować się w pracę w kuchni, ale ta nowa Ola zdecydowanie mi odpowiada. Przynajmniej nie muszę wszystkiego robić sama. Wspólnymi siłami przygotowanie spaghetti zajęło o połowę mniej czasu niż zwykle. Usiadłyśmy do jedzenia i włączyłyśmy telewizor.

-Wyskoczymy gdzieś dzisiaj?- zapytała Ola kończąc swój talerz.

-Szczerze mówiąc nie mam dzisiaj czasu.- odpowiedziałam. Ostatnio nie miałam chwili, aby zająć się pracą.

-No więc będę się nudzić przy jakichś dennych komediach…- westchnęła.

-Chętnie gdzieś bym wyszła, ale muszę dzisiaj zrobić korektę wywiadu z Facundo.- Jak to możliwe, że ona już skończyła cały posiłek, a ja ledwo zaczęłam?!

-A wiesz co? Chyba jednak wymyśliłam sobie zajęcie.- powiedziała z dziwnie cwaniackim uśmiechem i zniknęła w swoim pokoju. Nie sądzę, żeby aż tak zainspirowała ją do tego „zajęcia” reklama nowej pasty do zębów. Popatrzyłam na pozostawione talerze i szklanki. No kto by się spodziewał, że pozmywanie wszystkich naczyń przypadnie mnie? Oczywiście, że każdy. Przywróciłam kuchnię do stanu używalności i usiadłam do obróbki wywiadu. Gdy zaczęłam go czytać przypomniało mi się, jak miło było koło niego siedzieć, patrzeć na jego promienny uśmiech… Halo, dziewczyno! Znów to robisz! Oczywiste jest to, że taki facet jak on jest obiektem westchnień wielu dziewczyn, ale ja powinnam myśleć racjonalnie. Mam nauczkę. Bolesne wspomnienie z przeszłości. Z resztą łączą nas stosunki tylko związane z moją pracą. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek znów się z nim spotkam. Wprowadzenie drobnych poprawek zajęło mi niecałą godzinę.

-Ola! Zajęta jesteś? Oglądamy coś?- zawołałam stając przed zamkniętymi drzwiami jej pokoju.

-Raczej nie mam czasu, robię coś, a jak coś zacznę, to zawsze to kończę.- wiele rzeczy można o niej powiedzieć, np. że jest leniwa, roztrzepana…. Ale trzeba przyznać, że jak już coś robi, to z zaangażowaniem. Szkoda, że jest zajęta, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebym sama coś obejrzała. Wybrałam komedię, którą kilka razy już widziałam, ale zawsze mnie rozśmieszy. Poszłam do kuchni i przygotowałam w mikrofali popcorn. Parę chwil potem na ekranie pojawił się napis „Kac Vegas w Bangkoku”. Z miską popcornu byłam gotowa na seans. Pod koniec filmu pojawiła się Ola trzymająca coś za plecami.

-Skończyłam.- oznajmiła, a jej twarz nie zdradzała jakichkolwiek emocji. Nie potrafiłam się domyślić o co mogło jej chodzić. Dziewczyna wyciągnęła zza pleców kartkę A4 i kiedy zobaczyłam co ona przedstawia nie wiedziałam co powiedzieć. Momentalnie odebrało mi mowę. Po co ona to zrobiła? Poczułam wewnętrzne zdenerwowanie, kompletnie nieuzasadnione. Zaczyna mnie to przerażać.

-Po co naszkicowałaś jego portret?- zapytałam, starając się, aby mój głos brzmiał jak najzwyczajniej normalnie.

- Nie miałam nic do roboty, a podsunęłaś mi ten pomysł, kiedy wspomniałaś o wywiadzie. Dawno nic nie rysowałam, więc to była dobra okazja. Możesz go sobie zostawić na pamiątkę spotkania czy coś w tym rodzaju.- odpowiedziała rozpromieniona dziewczyna.

-Dzięki.- powiedziałam do przyjaciółki. No bo co innego mogłam jej wtedy powiedzieć? Film właśnie się skończył, więc zabrałam portret i zaniosłam do swojego pokoju, gdzie położyłam go obok kartek, które muszę zabrać jutro do pracy. Poszłam wziąć prysznic i przebrana w piżamkę wskoczyłam do łóżka.

-Lena wstawaj!- obudził mnie głos przyjaciółki. Ola była już ubrana.

-Chwila, która godzina?- zapytałam zaspanym głosem?

-Prawie 10.00 śpiochu.- odpowiedziała i wyszła. 10.00?! Jak ja mogłam tak długo spać!? O 11.00 powinnam być na uczelni, a ja jeszcze w piżamie. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona, pobiegłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Ubrałam czarną bluzkę z krótkim rękawem i ciemne dżinsy. Włosy związałam w luźnego koka i z powrotem pognałam do pokoju. Zebrałam z biurka wszystkie kartki i włożyłam do teczki, miałam ją po zajęciach zanieść do pracy.

Na szczęście na uczelnię dotarłyśmy na czas. Zajęcia się przedłużyły i zamiast kończyć o 16.00, budynek opuściłyśmy dopiero chwilę przed 18.00. Poszłyśmy razem w kierunku mojego biura. Wchodząc do środka, zauważyłyśmy panią Marzenę, która szykowała się do wyjścia. Zdążyłyśmy w ostatniej chwili, aby przekazać jej teczkę z materiałami.

Do domu weszłyśmy wyczerpane całym dniem. Ola od razu zaległa na kanapie przed telewizorem, a ja poszłam do kuchni zrobić herbatę. Wyjęłam z szafki dwa białe kubki w czarne serduszka. Zagotowałam wodę i zalałam torebki malinowej herbaty. Zaniosłam obydwa do salonu i położyłam na stole. Ola właśnie znalazła jakieś denne romansidło, więc usiadłyśmy do oglądania. W połowie filmu przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Wstałam i spojrzałam na wyświetlacz- pani Marzena. Nieczęsto dzwoni, przeważnie wysyła maile, więc musi mieć jakąś pilną sprawę.

-Tak słucham?- powiedziałam do słuchawki.

-Witaj Lena. Przeglądałam teczkę, którą mi dzisiaj zostawiłaś.- odpowiedziała moja szefowa.

-Coś jest nie tak?- przestraszyłam się, że mój wywiad mógł być zbyt kiepski. Może dzwoni, żeby mnie wyrzucić?

-Nie, oczywiście, że nie. Chciałam cię o coś spytać. Sama to narysowałaś? Chciałaś, żebym to wydrukowała?

-Słucham?- nie ukrywałam zdziwienia. Kompletnie nie miałam pojęcia, co pani Marzena ma na myśli.
_______________________________
Przepraszam, że z małym opóźnieniem, ale miałam wczoraj masę spraw na głowie... :( A wieczorem oczywiście był mecz! :D Ale postaram wam się to wynagrodzić w kolejnym rozdziale, którego możecie spodziewać się w okolicach wtorku ;) Dzisiaj o 20:15 kolejny mecz z Rosją, więc siadamy przed telewizorami (a ci bardziej szczęśliwi w Ergo Arenie) i W GÓRĘ SERCA, POLSKA WYGRA MECZ! :D

środa, 20 maja 2015

Rozdział 3


Czy to możliwe, że to ten sam samochód, który ochlapał mnie i Olę parę dni wcześniej?

-Byłeś może trzy dni temu w Łodzi?- zapytałam niby od niechcenia.

-Trzy dni temu? Hmmm… Byłem, miałem coś do załatwienia w banku koło jakiejś akademii. A czemu w ogóle pytasz?- wydawał się być lekko zdezorientowany.

-Tak tylko wydawało mi się, że widziałam podobny samochód, nic więcej i byłam po prostu ciekawa czy to mogłeś być ty.- powiedziałam ze uśmiechem. Specjalnie zataiłam przypadek z kałużą, nie chciałam, żeby poczuł się niekomfortowo, a to na pewno był wypadek. Potem dodałam- To co, idziemy na tę kawę?. Conte odwzajemnił mój uśmiech i wspólnie udaliśmy się w kierunku pobliskiej kawiarni.  Przekroczyliśmy próg budynku i zobaczyliśmy, ze prawie wszystkie stoliki były pozajmowane. Prawie, bo udało się nam zająć jeden w głębi lokalu, tuż pod samą ścianą. Gdy podeszła kelnerka złożyliśmy zamówienie i zaczęliśmy rozmowę.

-Od zawsze mieszkasz w Łodzi?- zaczął brunet. Aż dziwne, że marnuje swój czas z taką zwykłą osobą jaką jestem ja. Nadal wydawało mi się to nierealne, przecież taki sportowiec może mieć każdą. Wyższą, zgrabniejszą, ładniejszą ode mnie.

-Przeprowadziłam się tam dopiero niecałe trzy miesiące temu. Wcześniej mieszkałam w Ustce, to małe miasto nad morzem. Razem z moją przyjaciółką postanowiłyśmy przenieść się do Łodzi na studia- odpowiedziałam.

-Jaki kierunek studiujesz?- zapytał. Naprawdę jest ciekawy czy to tylko grzecznościowa gadka? Chyba zbyt ostro go oceniam. Związek i rozstanie z Danielem odcisnęło w mojej psychice ogromne piętno. Nigdy nie byłam tak zraniona, od tamtego czasu odczuwam w sobie pewną pustkę, którą najwyraźniej ktoś musi zapełnić.

-Dziennikarstwo i komunikację społeczną.- odparłam z uśmiechem. Nie chcę, żeby się do mnie zniechęcił, przez moje dziwne humory. Muszę pamiętać, aby dusić swoje uczucia wewnątrz. Chwilę potem podeszła do nas kelnerka.

-Pańskie zamówienie.- powiedziała, kładąc przed nami dwie parujące kawy i dwa talerzyki z pachnącą szarlotką. Zajęliśmy się jedzeniem i rozmowa szła jakoś luźniej. Już nie było między nami niezręcznych odpowiedzi. Śmialiśmy się prawie ze wszystkiego. W takiej atmosferze czas leciał niesamowicie szybko i nim się spostrzegliśmy, była już 18.00. Strasznie szybko leci czas w dobrym towarzystwie. A my z Olą musimy jeszcze wrócić do Łodzi. Właśnie, Ola! Kompletnie o niej zapomniałam…

-Dziękuję za mile spędzone popołudnie, ale muszę już lecieć, zrobiło się późno.- pożegnałam się z Argentyńczykiem.

- Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.- powiedział i uraczył mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Znam go dopiero jeden dzień, a już sporo się o sobie dowiedzieliśmy. Gdy opuściłam kawiarnię, prawie od razu spotkałam przyjaciółkę. Domyśliła się, że pewnie nadal rozmawiamy i postanowiła tu przyjść. Na szczęście to była jedyna kawiarnia w okolicy, więc nie miała problemu aby tu dotrzeć.

Wykończone wróciłyśmy do domu niewiele przed 20.00. A przecież jutro zajęcia! Byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam ochoty na jedzenie. Poszłam do łazienki, zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic. Ubrana w różową piżamkę zgasiłam światło  i zanurkowałam do łóżka. Przyłożyłam głowę do poduszki i momentalnie zmorzył mnie sen.

 

***

Wracałam do domu ze sklepu, była dopiero 19.00. Więc dlaczego było tak ciemno i cicho? Szłam jedną z głównych ulic, a wszechogarniająca cisza odbijała się echem w mojej głowie. We wszystkich okolicznych domach były pogaszone światła, zero jakichkolwiek oznak życia. Lekko przerażona postanowiłam przyspieszyć. Wydawało mi się, że usłyszałam za sobą ciche szuranie. Odwróciłam się, ale niczego nie dostrzegłam. Moje serce wybijało coraz szybszy rytm. Po raz kolejny usłyszałam za sobą szuranie, tym razem głośniejsze. Ponownie się odwróciłam, ale za mną nie było już tylko pustki. Ciemna postać zakryła mi usta dłonią i mocno zaciągnęła w stronę ściany pobliskiego budynku.

 -Witaj kotku-wysyczał tajemniczy głos. Moje ciało zesztywniało. Co on tu robił? Jak to możliwe, że akurat teraz znalazł się przy mnie? Przecież powinien być za granicą. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Mogłam tylko przyglądać mu się przerażonymi oczami.

-Daniel.-jedyne co udało mi się wydusić przez zaciśnięte ze strachu gardło.

-O, proszę, jednak mnie poznajesz?- kontynuował.- Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś tak wszystkich oszukać! Wszyscy w klubie gadają, że zaszłaś w ciążę, a ja cię zostawiłem dla kariery i wyjechałem. Ale ja cię znam ty podła suko! Wiem, jak kurewsko kłamiesz!- po tych słowach zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Piekący ból przeszył mój policzek, a oczy wypełniły się łzami. Jaka ciąża? Nie byłam w ciąży. Poza tym, z nikim nie rozmawiałam na temat Daniela od czasu jego wyjazdu. Tylko Ola znała całą tę historię. Kiedy zamachnął się, aby spoliczkować mnie po raz kolejny, znikąd pojawiła się druga postać i odgrodziła mnie swoim ciałem od oprawcy. Na moich oczach rozpętała się bójka, a ja zszokowana przywarłam plecami do ściany i przyglądałam się zdarzeniu. Po paru minutach, które wydawały się ciągnąć w nieskończoność, Daniel leżał nieprzytomny na ziemi, a mój wybawca podszedł do mnie. Bez zastanowienia wtuliłam się w jego silne ramiona, w których czułam się niesamowicie bezpiecznie.

-You’ll be safe with me. Always.- powiedział lekko zachrypniętym głosem.

Spojrzałam w jego oczy, magiczne czekoladowe tęczówki… Znam to spojrzenie. Gdzieś już je widziałam. Takiego widoku się nie zapomina.

***

Obudziłam się z czołem lekko zroszonym potem.  Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki schłodzić twarz zimną wodą. Była dopiero 6.13., jednak wiedziałam, że już nie zasnę. Sny od zawsze mocno oddziałują na moją psychikę. Dostrzegam w nich coś więcej niż tylko przypadkowy wytwór wyobraźni. Miałam cztery godziny do zajęć, więc postanowiłam wykorzystać ten czas i pójść pobiegać. Przebrałam się w krótkie spodenki, luźną bluzkę i ciepłą bluzę, założyłam czarne Nike i chwyciłam swojego iPoda. Cicho, tak żeby nie obudzić Oli, wyszłam z mieszkania.

Biegałam po okolicznym parku, który znajdował się pomiędzy blokami. O tej porze nie było tam prawie nikogo, więc mogłam sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Biegałam przez pół godziny, po czym postanowiłam odpocząć na pobliskiej ławce. No dobra dziewczyno, teraz myśl. Znalazłam logiczne wytłumaczenie wobec Daniela. Owszem, boję się, że czasem wróci i znów się spotkamy w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Jednak obecność i rola Facundo w moim śnie nie była łatwa do rozszyfrowania. Niedawno pomógł mi w galerii, to może wyjaśnić uratowanie mnie przed Danielem. Ale jego późniejsze słowa i moje zachowanie względem niego było kompletnie nie na miejscu, więc wolałam już o tym nie myśleć. Zrobiłam jeszcze dwie rundki po parku i starałam się myśleć o zupełnie innych, zwykłych rzeczach, takich jak chociażby żółknące i opadające liście z otaczających mnie drzew. Przecież zaczęła się już jesień.  Do mieszkania wróciłam wykończona, postanowiłam szybko wziąć prysznic i umyć włosy. Ubrałam kremowy sweter i czarne legginsy. Włosy lekko podkręciłam lokówką, tak żeby wyglądały naturalnie. Zrobiłam jeszcze tylko makijaż i wyszłam z łazienki. Ola już wstała, ale to nie było tak dziwne jak to, że przygotowała śniadanie… Ta Aleksandra Kosarzycka zrobiła śniadanie?! Chyba nadal śnię.

-Dobrze się dzisiaj czujesz? Przecież ty nigdy nie gotujesz.- zapytałam przyjaciółkę, patrząc na nią z niedowierzaniem.

-Chyba w końcu przyszła pora aby to zmienić.- odpowiedziała z uśmiechem i wróciła do krojenia ogórka. Po paru minutach usiadłyśmy do zjedzenia śniadania. Muszę przyznać, że kanapki z sałatą, serem, pomidorem i ogórkiem wyszły jej całkiem nieźle.

-Gdzie zniknęłaś tak wcześnie rano?- zapytała mnie biorąc kolejną kanapkę

-Obudziłam się i już nie mogłam zasnąć więc poszłam pobiegać.- odpowiedziałam. Nie chciałam jej mówić o moim koszmarze. Był zdecydowanie dziwny i nie było potrzeby, aby ktokolwiek, nawet Ola, o nim wiedział. Zjadłyśmy kanapki, dopiłyśmy herbatę i musiałyśmy szykować się do wyjścia. Założyłam brązowe botki na obcasie i czarną ramoneskę. Zakluczyłyśmy drzwi i ruszyłyśmy w stronę uczelni. Pierwsze zajęcia z czerwonowłosą jędzą, lepiej się nie spóźnić. Zajęłyśmy miejsca z tyłu, te same co ostatnio. Może nie przyczepi się znowu do nas. Nawet nie wiedziałam jak grubo się myliłam.

-Czy panienka Zawadzka może mi powtórzyć, co przed chwilą powiedziałam? Proszę wstać.- te słowa spowodowały, że zorientowałam się, że kompletnie nie mam pojęcia o czym mowa. Musiałam się zamyśleć się i odpłynąć.
____________________________________________________________
No to przybywam z kolejnym rozdziałem! W końcu więcej zaczyna się dziać. :D na kolejny rozdział zapraszam w przyszły czwartek ;) zachęcam do komentowania^^

czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 2


Przeszukałam swoją pamięć i nadal nic. Zastanawiałam się dalej i w wyobraźni dorobiłam mężczyźnie okulary. Teraz wszystko było jasne! To tajemniczy nieznajomy z łódzkiej Manufaktury, który pomógł mi odzyskać skradzioną własność. Jest znany, to wyjaśnia czemu nosił okulary i szybko zniknął kiedy został rozpoznany. Wypadałoby dowiedzieć się o nim parę rzeczy. „Facundo Conte- argentyński siatkarz, reprezentant Argentyny, występujący na pozycji przyjmującego. Od 2013 zawodnik PGE Skry Bełchatów.” No to za parę dni czeka mnie wycieczka do Bełchatowa.

-Ola, przyjdź szybko!- musiałam jak najprędzej podzielić się z nią swoim odkryciem. Dziewczyna usiadła koło mnie na łóżku i słuchała z zaciekawieniem na twarzy.

-Pamiętasz tego mężczyznę, dzięki któremu odzyskałam portfel?- zaczęłam.

-No jasne!- odpowiedziała, ale nadal nie wiedziała do czego zmierzam.

-Więc niedługo znowu mam go spotkać.- przyjaciółka patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a ja kontynuowałam-Pani Marzena kazała mi przeprowadzić wywiad z pewnym sportowcem, którym, nie uwierzysz, okazał się być ten tajemniczy nieznajomy. Niedługo muszę się wybrać do Bełchatowa.

-Jadę tam z tobą! Zawsze chciałam poznać jakiegoś przystojnego piłkarza! Zabierałby mnie na mecze, poznałby z resztą zespołu, a potem nasze dzieci byłyby małymi piłkarzykami…- rozmarzyła się Ola. Każdego dnia inne marzenie, jeszcze miesiąc temu szalała za perkusistą.

-Ale ty zdajesz sobie sprawę z tego, ze ja ani razu nie powiedziałam, że on jest piłkarzem?- próbowałam sprowadzić przyjaciółkę na ziemię.

-Jak to?- zapytała z udawanym smutkiem i miną szczeniaczka.

-Tak to, jest siatkarzem, gra w Skrze.- odpowiedziałam jej.

-Siatkarz… Dobre i to. Więc kiedy jedziemy?- wrócił jej dobry humor. Chyba jest zbyt pewna tego, że ją zabiorę. Ale to jest moja przyjaciółka i wie, że zrobię dla niej wszystko.

-To zależy jak ułożą się zajęcia na uczelni.- W gruncie rzeczy cieszę się, ze chce pojechać ze mną, nie lubię nigdzie jeździć sama. Wzięłam ponownie teczkę, aby wyciągnąć identyfikator umożliwiający wejście na halę w czasie treningu. Dobrze, że zawsze dostaję dwa egzemplarze, teraz wejdziemy obie bez problemu.

 

Po trzech dniach miałyśmy dzień wolny od wykładów, więc postanowiłyśmy to wykorzystać i pojechać do Bełchatowa.  Miałam okropny problem z wyborem ubrania na ten dzień. Kompletnie nie miałam pojęcia jak powinnam wyglądać. Czy bardziej wyjściowo czy luźno? Z jednej strony to spotkanie ze sportowcem, ale z drugiej będę przecież w pracy. Postanowiłam połączyć obie sytuacje i zdecydowałam się na czarne rurki, błękitna koszulę bez rękawów i czarne, klasyczne szpilki. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, lekko opadające na ramiona. Dzisiaj zadziwiająco dobrze się układały. Nie musiałyśmy się spieszyć, więc na autobus wyszłyśmy chwilę przed 13.00. Siedząc w autobusie byłam trochę zdenerwowana, nie wiedziałam czy mnie zapamiętał, widział mnie przecież tylko przez chwilę. Droga do bełchatowskiej hali zajęłam nam niecałą godzinę. Z przystanku szybko dotarłyśmy pod bełchatowską halę.

Weszłyśmy do środka Energii i od razu podszedł do nas portier.

-Panienki w jakiej sprawie?- zapytał uprzejmie.

-My jesteśmy z gazety, miałyśmy przeprowadzić wywiad z jednym z zawodników, a tu są nasze upoważnienia.- wytłumaczyłam i pokazałam identyfikatory. Portier bez zbędnych pytań nas przepuścił i wytłumaczył jak mamy dojść na boisko.

-Najlepiej zaczekajcie do końca treningu, kończą za pół godziny.- powiedział na odchodnym. Całkiem sympatyczny człowiek. Nie wchodziłyśmy na trybuny, nie chcąc wywołać wśród siatkarzy poruszenia, więc pozostałyśmy przy wejściu. Z tego miejsca mogłyśmy swobodnie obserwować zawodników, oni jednak nie mogli nas dostrzec. Przyglądałyśmy się każdemu z nich z osobna, a potem podziwiałyśmy halę, która wywoływała wielkie wrażenie. Przed naszymi oczami rozpościerały się ogromne trybuny, podczas meczu musi tu panować nieziemska atmosfera. Pół godziny szybko zleciało i gdy tylko zobaczyłyśmy, że kończą, ruszyłyśmy w ich stronę. Byłam strasznie zdenerwowana, bo przecież dwie 19-latki w otoczeniu kilkunastu dwumetrowych facetów to nie jest komfortowa sytuacja. Przejście tych kilkudziesięciu metrów zdawało się trwać całą wieczność. Podeszłam do trenera.

-Dzień dobry, nazywam się Lena Zawadzka.- przywitałam go.

-Miguel Falasca- uścisnął moją dłoń.

-Pracuję w gazecie i poproszono mnie o przeprowadzenie wywiadu z jednym z pańskich zawodników. Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko.-wypaliłam na jednym tchu. Ogromne nerwy, dobrze, że chociaż pamiętam jak się mówi po angielsku, bez tego bym zginęła.

-Oczywiście, że nie. Z którym?

-Z Facundo Conte.

-Conte!- zawołał Falsca i przywołał go skinieniem głowy. Moje policzki oblały się rumieńcem, bo głupio było mi spotykać się z „mężczyzną z McDonald’s”. Ale może mnie nie pamięta? Widział mnie raptem przez chwilę, a przed jego oczami na pewno przewinęły się tysiące dziewczyn, zdecydowanie bardziej godnych uwagi ode mnie.

-Ta młoda dziewczyna pragnie przeprowadzić z tobą wywiad- powiedział trener i odszedł, zostawiając nas samych.

-Czy my się przypadkiem skądś nie znamy?- zapytał i przyglądał mi się badawczo, co spowodowało jeszcze większy rumieniec na mojej twarzy. Więc jednak mnie poznał. Ten fakt spowodował, że kompletnie zapomniałam się odezwać.- Już wiem! Ty jesteś tą dziewczyną, której ukradli portfel!

-Tak, to ja i nie zdążyłam ci wtedy podziękować.- odparłam lekko speszona, ale przynajmniej wydusiłam z siebie parę słów.

-Nic nie szkodzi, musiałem szybciej wyjść. Mówiłaś, że masz mi do zadania parę pytań, chętnie odpowiem.- powiedział i gestem zaprosił mnie na pobliską ławkę. Pomimo moich obaw rozmowa przebiegała płynnie, szybko i bez żadnych niespodzianek.

-Pochodzisz z Argentyny i tam się wychowałeś. Co cię łączy z tym krajem?- zaczęłam niepewnie.

-Prawie całe moje życie prywatne jest związane z Buenos Aires. Tam się urodziłem i dorastałem. Kocham to miasto, mam w nim mnóstwo znajomych i rodzinę.

-A co myślisz o Polsce? Trudno było się tu zaklimatyzować?

-Codzienne życie w Polsce nie jest łatwe. Dużą barierę stanowi język, a nie każdy mówi po angielsku.  Ważne, że w Polsce jest też Nico, znamy się dość długo i zawsze mogę na niego liczyć.

-Zawsze chciałeś zostać siatkarzem?

-Dzieci często marzą, kim zostaną w przyszłości. Nie chciałem być strażakiem, od małego czułem, ze będę siatkarzem. Dużą rolę w tym marzeniu odegrał mój ojciec.

-Dziękuję, że zechciałeś odpowiedzieć na parę moich pytań.

-Drobiazg, tylko teraz tyle o mnie wiesz, a ja nawet nie wiem jak masz na imię.- powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć, jak mogłam zapomnieć o takim szczególe!

 -Jestem Lena.- i znów ogromny rumieniec na pół twarzy. Chyba powinnam zacząć nosić jakąś maskę…

-No więc Lena, może chciałabyś pójść ze mną na kawę? Tuż za rogiem jest świetna kawiarenka. Może uda mi się dowiedzieć o tobie czegoś więcej, niż tylko imienia?- zapytał z nadzieją. Jak ja mogłabym mu odmówić, patrząc w te czekoladowe tęczówki? Ale stop! Jak ja mogę tak myśleć przy dopiero poznanym facecie? W dodatku obiecałam sobie- żadnych sportowców, a taki obcokrajowiec to już kompletne samobójstwo. Ale w gruncie rzeczy, nic nie stoi na przeszkodzie, abym się z nim poznała. Znajomymi możemy być, to do niczego nie zobowiązuje.

-Chętnie z tobą pójdę.- odpowiedziałam z uśmiechem.

-Świetnie, to poczekaj na mnie przy wejściu, a ja pójdę wziąć prysznic i się przebrać.-powiedział i odszedł w kierunku szatni. Ja natomiast udałam się w kierunku drzwi wejściowych. Z daleka zobaczyłam Olę, która rozmawiała z jakimś chłopakiem. Postanowiłam im nie przeszkadzać. Każdemu należy się chociaż odrobina prywatności. On po paru chwilach odszedł, więc mogłam podejść do niecodziennie rozpromienionej przyjaciółki.

- Z kim rozmawiałaś?- zapytałam wciąż uśmiechającą się dziewczynę.

- To był Kacper, gra na pozycji libero. I ma 19 lat, jego ojciec jest prezesem klubu. A widziałaś jaki ma czarujący uśmiech?- rozgadała się dziewczyna, ale po chwili wróciła na ziemię.- Ale zaraz, zaraz! Ty mi lepiej powiedz jak poszło z twoim nowym znajomym!- wykrzyknęła . Jeny, niech ktoś zdejmie z jej twarzy ten wścibski uśmieszek!

- Umówiliśmy się zaraz na kawę.- odpowiedziałam jej, ale chwilę potem dodałam- To tylko kawa. Wiedziałam jaką Ola ma bujną wyobraźnię, pewnie już tworzyła w głowie jakieś niestworzone scenariusze.

- Teraz to się na to kawa mówi, tak? No, ale nie ważne, ja nie będę wam przeszkadzać, więc sobie skoczę do księgarni. W razie co to się zdzwonimy. Lecę, buziaczki!- zawołała wychodząc na zewnątrz. Nie musiałam długo czekać w samotności, brunet zjawił się po 3 minutach.

-Mam nadzieję, że nie musiałaś długo czekać.- powiedział, kiedy opuszczaliśmy budynek.

-Tylko chwilę- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Schowam tylko torbę.-podszedł do auta i otworzył bagażnik, gdzie wrzucił torbę. Czarne audi…
_______________________
No to mamy kolejny rozdział! Tym razem trochę dłuższy ;) Następne postaram się wstawiać co najmniej raz w tygodniu. Jak się Wam podobało to pozostawcie po sobie komentarz, będzie miło :)

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 1


Wsiadłyśmy w autobus i po 15 minutach dotarłyśmy na miejsce. Trzeba przyznać, budynek robił wrażenie, był ogromny. Weszłyśmy do środka i od razu zaczęłyśmy szaleć po sklepach. Po paru godzinach zakupów zrobiłyśmy się głodne, więc postanowiłyśmy skoczyć do McDonald’s. Panował ogromny tłok, po długim oczekiwaniu w kolejce przyszła moja kolej, złożyłam zamówienie i sięgnęłam do torebki po portfel. Tłum ludzi i spora liczba toreb w mojej ręce krępowały moje ruchy, gdy trzymałam portfel, aby zapłacić należną kwotę, podbiegł do mnie około siedemnastoletni chłopak i wyrwał mi z ręki moją własność. Nie uciekł za daleko, bo zatrzymał go wysoki mężczyzna, który na szczęście widział całe zajście. Odebrał mój portfel, a chłopak szybko zniknął z naszego pola widzenia.

- I think it’s yours- powiedział mężczyzna, oddając mi skradziony przedmiot. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo miał założone okulary przeciwsłoneczne. Zdziwiło mnie to, bo przecież byliśmy w pomieszczeniu, ale byłam zbyt zdenerwowana, żeby się nad tym teraz zastanawiać.

-Thank you so much. How can I…- nie zdążyłam dokończyć, bo zniknął, kiedy jakieś nastolatki zaczęły wytykać go palcami. Zdezorientowana wróciłam do przyjaciółki, która zapłaciła za swoje i moje zamówienie. Znalazłyśmy wolny stolik i tam usiadłyśmy.

-Lena, on wydawał się jakiś dziwnie znajomy…- mówiła Ola przeżuwając kęs swojego McWrapa.

-Nie miałam czasu, żeby mu się przyjrzeć, w dodatku te okulary… Nie uważasz, że to trochę dziwne?

-Dziwne, ale Łódź jest ogromna, już się pewnie na niego nie natkniemy, z resztą to obcokrajowiec, pewnie był tu przejazdem.

-Masz rację. Idziemy do kina na jakąś komedię?- zaproponowałam.

-Jasne.

Wiedziałam, że dziewczyna się zgodzi. Opuściłyśmy salę kinową w dobrych nastrojach. Było już dosyć późno, więc zgodnie ustaliłyśmy, ze wrócimy już do domu.

 

W szybkim tempie minęły dwa miesiące i nim się obejrzałyśmy przyszedł październik. W międzyczasie udało mi się załatwić dorywczą pracę w świeżej gazecie. Nie było łatwo dostać tam pracę, bo konkurencja była spora, ale redaktor naczelna była pod wrażeniem moich próbnych reportaży, więc z chęcią mnie zatrudniła. Ze względu na to, że jestem młoda, moim głównym zajęciem było przeprowadzanie wywiadów z mniej lub bardziej znanymi osobistościami. W takich chwilach cieszę się, że uczyłam się angielskiego, bo Ola nie miała tyle szczęścia i to było głównym powodem dla którego nie została zatrudniona tam gdzie ja.

 

Pierwszy dzień na uczelni, a my oczywiście spóźnione. Tak to jest prosić Olę o ustawienie budzika… Ta dziewczyna kiedyś głowy zapomni. Drogę pokonałyśmy truchtem, jeszcze jakiś palant w czarnym audi ochlapał nas deszczówką, wjeżdżając prosto w kałużę. Tak więc przemarznięte, mokre i spóźnione wbiegłyśmy do sali wykładowej.

-Wasze imiona drogie panie?- zapytała pani profesor. Nie wyglądała na sympatyczną, miała lodowate spojrzenie i kręcone, mocno czerwone włosy. Szczerze mówiąc, nie jestem do końca przekonana czy ta kobieta ma w domu lustro.

-Ja nazywam się Aleksandra, a to moja przyjaciółka Lena- przedstawiła nas Ola i szybko zajęłyśmy miejsca na końcu sali. To były zdecydowanie najdłuższe 2 godziny w moim życiu. Miałam wrażenie, że kobieta co chwilę patrzyła w naszą stronę i przeszywała nas lodowatym spojrzeniem. Dzisiaj zajęcia nie trwały długo, więc po zakończeniu nauki Ola udała się do mieszkania, a ja natomiast poszłam do pracy. Z reguły wszystko redaguję w domu, bo tak wygodniej, no ale kiedyś trzeba odwiedzić szefową i dowiedzieć się z kim wywiadów oczekuje. Zostawiłam odpowiednie dokumenty, część nowych zabrałam ze sobą i mogłam wracać do domu. Gdybym tak dobrze nie znała przyjaciółki, mogłabym jeszcze się łudzić na to, że przygotuje jakiś obiad. Oczywiście jak wchodziłam po schodach do mieszkania to prawie zderzyłam się z dostawcą pizzy, który swoją dostawę dostarczał nie gdzie indziej jak pod drzwi nr 14. Odkluczyłam drzwi i weszłam do środka.

-Mam nadzieję, że chociaż bez pieczarek?- rzuciłam ledwo przekraczając próg.
-Chodź jeść a nie marudzisz- odpowiedziała dziewczyna z ustami pełnymi pizzy. Kto tę dziewczynę wychował, stado małp? Ale i tak ją kocham, jest dla mnie jak siostra. Po trzecim kawałku mój brzuch był pełen, wzięłam szklankę soku pomarańczowego i poszłam do swojego pokoju, aby przejrzeć papiery zabrane z pracy. Zaczęłam od sprawdzenia osób, z którymi czeka mnie wywiad. Pani redaktor jest bardzo dokładna w swojej pracy, bowiem każda osoba ma swoją teczkę, w której znajduje się kilka zdjęć i informacji na jej temat. Otworzyłam pierwszą teczkę i zaczęłam przyglądać się zdjęciom. Wysoki mężczyzna, ciemne włosy, lekki zarost, czekoladowe oczy… Kojarzy mi się skądś ta postać.
________________________________________
No i mamy pierwszy rozdział! :D Mam nadzieję, że zainteresuje Was historia Leny i Oli i... kogo jeszcze dowiecie się w następnym rozdziale. Liczę na komentarze, chętnie dowiem się co myślicie o tym co piszę, byłoby miło :)

niedziela, 10 maja 2015

Prolog


-Ola, podaj mi te książki- powiedziałam do przyjaciółki.

-Masz, to już chyba ostatnie- odpowiedziała mi, wręczając stos ogromnych, grubych książek. Takie są studia, że potrzeba tysiąc w zasadzie niepotrzebnych książek. Dopiero się wprowadziłyśmy, więc trzeba było ogarnąć mieszkanie. Obie dostałyśmy się na nasze wymarzone studia- Dziennikarstwo i komunikacja społeczna na Akademii Humanistyczno- Ekonomicznej w Łodzi. Uczelnia 10 minut drogi spacerkiem od naszego miejsca zamieszkania. Wszystko idealnie. Była dopiero końcówka sierpnia, więc miałyśmy ponad miesiąc na zaklimatyzowanie się, zanim rozpoczniemy naukę.

 

Po tygodniu mieszkanie wyglądało całkiem przyjemnie, wszystko było oporządzone. W sobotni poranek obudziłam się bardzo wcześnie, Ola jeszcze spała, więc postanowiłam zrobić dla nas obu jajecznicę. Przygotowałam wszystkie składniki i zaczęłam przygotowywać posiłek. Nie zajęło mi to więcej niż 15 minut. Kiedy nakładałam jajecznicę na talerze, Ola leniwie wywlekła się ze swojej sypialni.

-Mmmm… Co za zapachy! Byłabyś idealną żoną- powiedziała ziewając. Trochę mnie to zabolało, bo jeszcze nie wyleczyłam się z miłości do mojego byłego chłopaka Daniela. No właśnie, byłego. Nadal się łudzę, że będzie jak kiedyś. Często gotowaliśmy razem, a on zawsze chwalił moje potrawy i powtarzał, że dziewczyna z takim talentem kucharskim to skarb. Dlatego słowa przyjaciółki mi o nim przypomniały. Ale chwile spędzone z nim to już przeszłość, za bardzo mnie skrzywdził swoim wyjazdem do Niemiec. Jak to możliwe, że jednego dnia mówi mi jak bardzo mnie kocha, a następnego zostawia dla kariery? Ponoć taka okazja nie zdarza się często i nie każdy dostaje propozycję gry w niemieckim klubie piłkarskim. Zrobił mi takie świństwo, więc dlaczego wciąż go kocham i za nim tęsknie? Dzień w dzień łudzę się, że przyjdzie z kwiatami i mnie przeprosi. Jednak nie widziałam go już od 4 miesięcy. Obiecuję sobie, ze już nigdy więcej nie zakocham się w żadnym sportowcu.

-Lena, jedz, bo ci wystygnie- Ola wyrwała mnie z zamyślenia i wtedy zorientowałam się, że od paru minut siedzę nieruchomo z otwartą buzią i widelcem zawieszonym w powietrzu w połowie drogi między talerzem a ustami. Musiałam jakoś odreagować.

-Co ty na to abyśmy wybrały się na małe zakupy do Manufaktury?- zaproponowałam, a uśmiech Oli zdradzał, że całkowicie zgadza się na ten pomysł. Zaczęłyśmy się szykować, założyłam ciemne, dżinsowe rurki, białą bluzkę z nadrukiem, lekką czarną ramoneskę i niskie, czarne converse. Swoje ciemnobrązowe włosy splotłam w ciasnego kłosa, jeszcze tylko lekki makijaż , odrobina perfum i byłam gotowa do wyjścia.
___________________________________
To tyle tytułem wstępu. :) Prolog trochę krótki, ale wstawiam chociaż coś, żeby zachęcić Was do czytania. Staram się na razie nie przedstawiać wszystkich bohaterów, wszystko będzie wyjaśniało się po kolei. Jest to mój pierwszy taki blog, więc proszę o komentarze, chętnie dowiem się co myślicie o moich wypocinach ;) Pozdrawiam i do następnego! :D