.

.

piątek, 11 września 2015

Rozdział 16


Skąd to się tam w ogóle wzięło? Myślałam, że wyrzuciłam tę kartkę.

-Spokojnie, ktoś przez pomyłkę wysłał do nas ten liścik z kwiatami. Nie wiem od kogo one były, ale to na pewno pomyłka.- wytłumaczyłam mu zgodnie z prawdą. Czułam, że będą przez to problemy i miałam rację.

-No okej, wierzę ci.­- odpowiedział mi. Podeszłam do niego, wzięłam karteczkę i wyrzuciłam ją do śmieci. Pożegnałam się z Argentyńczykiem i wróciłam do swojego pokoju. Nie miałam w tym momencie nic ważnego do roboty, więc położyłam się na łóżku. Na poduszce obok ciągle dało się wyczuć jego zapach. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w marzeniach.

Z tego błogiego stanu wyrwał mnie głośny huk niedaleko drzwi i siarczyste „kurwa”. No więc Ola się obudziła. Wstałam i wyszłam z pokoju, żeby zobaczyć o co jej chodziło.

-No szłam i walnęłam się, takie to śmieszne?- zapytała mnie Ola, kiedy zobaczyła jak uśmiecham się pod nosem. Spojrzała na mnie ledwo otwartymi oczami i poszła prosto do kuchni wyciągnąć z lodówki sok pomarańczowy.

-Miałyśmy gościa?- teraz już zmieniła ton zadając to pytanie. Wiem, że dziewczyna chciałaby wszystkiego się dowiedzieć, nawet w najmniejszym szczególe.

-No miałyśmy… I nie wymyślaj.- dodałam, kiedy dziewczyna tylko otworzyła usta. Za dobrze ją znam, żebym nie wiedziała o co chciała spytać.

Przypomniałam sobie o wieczornym postanowieniu. Cofnęłam się do pokoju, gdzie założyłam ciepłe rzeczy do biegania. Wyszperałam MP3 z dna szuflady i byłam gotowa do wyjścia.

-A ty nie masz dzisiaj zajęć?- zapytałam Olę, stojąc już przy drzwiach.

-Mam, ale dopiero na 16.00.- odpowiedziała i wróciła do oglądania „The Walking Dead”. Kompletnie nie rozumiem, jak ona może to oglądać, to jest po prostu obrzydliwe. Nie chciałam na to patrzeć, dlatego szybko wyszłam z domu.

Włączyłam muzykę i skręciłam w dróżkę prowadzącą do parku. Słuchając ulubionego zespołu udało mi się przebiec pierwsze 2 km. Potem włączyła się piosenka Zary Larsson „She’s not me”, która przywodzi na myśl złe wspomnienia. Tydzień po wyjeździe Daniela do Niemiec, dowiedziałam się, że ma tam nową dziewczynę. Wystarczyło mu kilka dni, aby o mnie zapomnieć.

…“Does she?
Make you feel wanted - like I did?
Make you feel like you're the one
thing that matters?
You let her head rest on your chest
But when you close your eyes

You'll be seeing my face again
I'll be crossing your mind
You'll be dreaming of places we went
And then you'll wake up to find

That she is not me
She is not me
She is not me
Remember
That she is not me.”…*

Ta piosenka odzwierciedla chyba wszystkie uczucia, które kłębiły się we mnie kiedy myślałam o Danielu. Myślałam- czas przeszły, bo teraz mam Facundo i jest mi łatwiej. Jednak nie ma złudzeń, jakaś cząstka mnie, tam głęboko wciąż o nim pamięta. Pamiętam te złe, ale i te miłe chwile, których chyba nigdy nie wymażę z pamięci. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, gdzie aplikacja Endomondo pokazywała mi, że już 3,5 km za mną. No to do końca jeszcze 1,5 km. Skupiłam się na drodze i przyspieszyłam tempa.

-Jestem!- krzyknęłam od progu, ale nikt mi nie odpowiedział, Ola musiała już wyjść na uczelnię. Nie miałam nic do roboty, to położyłam się na łóżku i zabrałam za czytanie „Więźnia labiryntu”, ale przez początek jakoś nie mogłam się przebić.

Spojrzałam na zegarek, była 18.45, więc znajdujący się 5 min drogi stąd sklep, powinien być jeszcze otwarty. W domu zabrakło nutelli, a miałam ogromną ochotę ją zjeść. Ubrałam się w kurtkę, założyłam trapery i wyszłam na zakupy.

Na półce znalazłam największy słoik i wzięłam jeszcze karton soku z czarnej porzeczki, po czym zabrałam wszystko do kasy. Zapłaciłam należną sumę i wyszłam na zewnątrz. Było już ciemno, a przed sobą mogłam zobaczyć obłoczek tworzący się z mojego zaparowanego oddechu. Skupiłam się na popękanym chodniku, ale ktoś zaburzył mój spokój.

-Lena!- ktoś zawołał do mnie i pociągnął za ramię. Odwróciłam się nerwowo, a wtedy z rękawiczek wyślizgnęły mi się zakupy. Ciało miałam zesztywniałe, a serce biło dwa razy szybciej.
*-Czy ona
sprawia, że czujesz się pożądany – jak ja to robiłam?
Sprawia, że czujesz, jakbyś był najważniejszy?
Pozwalasz, by jej głowa odpoczywała
Na twojej piersi
Ale gdy zamkniesz oczy

Znów będziesz widział moją twarz
Będziesz o mnie myślał
Będziesz śnił o miejscach, w których byliśmy
A potem obudzisz się wiedząc, że

Ona nie jest mną
Ona nie jest mną
Ona nie jest mną
Pamiętaj, że
Ona nie jest mną
_________________________________________________________
A więc na początek chciałabym Was bardzo bardzo BARDZO przeprosić. Przez ostatni miesiąc nie pojawił się żaden nowy rozdział, ponieważ miałam problemy z internetem w laptopie, a to tam mam zapisane całe opowiadanie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Kolejny rozdział jest już gotowy i powinien ukazać się w przyszłym tygodniu. Niestety zaczął się również rok szkolny, przez co mam bardzo ograniczony czas wolny, który mogę przeznaczyć na pisanie. Spodziewajcie się wiec rozdziałów raz na 1-2 tygodnie. Oczywiście postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby pojawiały się systematycznie i jak najczęściej. Pozdrawiam :)


niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 15


-Musiałam załatwić pewną sprawę ze starą znajomą.- odpowiedziałam wymijająco. Nie skłamałam i nie powiedziałam prawdy, o to mi chodziło. Argentyńczyk uznał tę wiadomość za wystarczającą, chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę samochodu. Po paru minutach auto zatrzymało się pod kręgielnią.

-Nie jesteś za bardzo zmęczony?- zapytałam z troską. Po meczu jeszcze kręgle? Ja na jego miejscu wróciłabym do domu i poszła spać.

-Nie, jest okej.- odpowiedział z uśmiechem.

Weszliśmy do środka, gdzie przy kasie zapłaciliśmy za wynajęcie toru i wypożyczyliśmy specjalne buty. Zajęliśmy stolik, przy którym zostawiliśmy nasze rzeczy.

-Hej, Lena!- usłyszałam wołający mnie znajomy głos. Zobaczyłam jak w naszą stronę idzie Ada, trzymając za rękę, tak mi się wydaje, swojego chłopaka. Wspominała kiedyś o nim jak odwiedziła z Wiktorią mnie i Olę. Przywitaliśmy się wszyscy ze sobą, Argentyńczyka nikomu nie trzeba było przedstawiać, za to dowiedziałam się, że chłopak Ady ma na imię Janek.

Dosiedli się do nas, zajęli sąsiedni tor i postanowiliśmy zrobić małą rywalizację, ja z Facundo przeciwko Adzie i Jankowi. Już od pierwszej kolejki zielona dziewięciokilowa kula była moją ulubioną. Pierwszy rzut i strącone dziewięć kręgli.

Do przedostatniej kolejki prowadzili nasi rywale, dopiero wtedy udało nam się wyrównać wynik. 243:243. Mój rzut został ostatni, od niego zależało kto wygra. Wzięłam do ręki zieloną kulę, skoncentrowałam się na stojących w oddali kręglach i oddałam rzut. Wydawało się jakby to trwało wieczność, w końcu kula trafiła w sam środek i przewróciła wszystkie kręgle, co do jednego. Wygraliśmy!

Uniosłam dłonie w geście zwycięstwa i nagle poczułam jak moje stopy tracą kontakt z podłożem. Argentyńczyk chwycił mnie w pasie, przerzucił przez ramię i niósł w stronę naszego stolika. Niósł, nie zaniósł, bo kilka metrów od naszego docelowego miejsca, Facundo poślizgnął się na wylanej coli i wylądowaliśmy na parkiecie. Ja upadłam na niego, więc nie było źle, ale on nie miał tyle szczęścia, bo podłoga do najmiękciejszych nie należy.

-Facu, ty ciamajdo!- zawołałam, nie przestając się śmiać. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się na nas, dlatego szybko wstaliśmy i usiedliśmy przy naszym stoliku, do którego doszliśmy już osobno. Przyłączyli się do nas Ada i Janek, ciągle rozbawieni całą sytuacją. Chcieliśmy wziąć piwo, ale i Facundo i chłopak Ady prowadzili samochód. Zrezygnowaliśmy z tego pomysłu i zamówiliśmy dla każdego po szklance soku pomarańczowego i zapiekance.

-Czym się zajmujesz Janek?- zaczęłam rozmowę. Niekomfortowo mi mówić po polsku, kiedy Argentyńczyk siedzi obok i nie może zrozumieć o czym rozmawiam. Ale nic na to nie poradzę, przecież jesteśmy w Polsce.

-We can speak English, if you want.- zwrócił się do Facundo. Wtedy mi ulżyło, bo trochę dziwnie było mi to proponować. Ale na szczęście on to zrobił.

-That will be great.- odpowiedział. Było widać, że on też odetchnął z ulgą.

-Wracając do pytania, mam swoją kapelę, z którą gramy koncerty w klubach. To właśnie na jednym z naszych koncertów poznałem Adę.- opowiadał Janek. Historia niczym z filmów.

-A jak było z wami?- zapytała Ada trzymając Janka za rękę.

-Jakiś koleś ukradł Lenie portfel w McDonald’s, widziałem to, więc złapałem go i odebrałem mu jej własność.- ­powiedział i objął mnie ramieniem, jednocześnie przyciągając bliżej do siebie. Pamiętam tamten dzień. Niby zwykły wypad na zakupy, a skończył się tak, że teraz siedzę obok osoby, którą darzę szczególnym uczuciem i na której mi zależy.

-Późno się już zrobiło.- zauważyłam. Było już dobrze po 21.00. A podczas tego dnia dużo się wydarzyło. Zabraliśmy swoje rzeczy, oddaliśmy wypożyczone buty i udaliśmy się w kierunku samochodu.

-Odwiozę cię do domu, a potem wrócę do siebie.- zaproponował, ale ja nie widziałam w tym potrzeby.

-Przecież możesz przenocować u mnie. Oli i tak nie ma, bo poszła na nocny maraton do kina i wróci wcześnie rano.- widocznie bardziej spodobał mu się mój pomysł, bo poprosił, abym mu wytłumaczyła drogę. Po paru minutach zaparkowaliśmy pod moim mieszkaniem. Weszliśmy na pierwsze piętro, a potem do środka. Zdjęliśmy nasze rzeczy i zostawiliśmy je w przedpokoju. Facundo zaniósł swoją torbę do mojego pokoju, a ja w tym czasie poszukałam dla niego czystego ręcznika. Wziął go ode mnie, wyjął z torby potrzebne rzeczy i poszedł do łazienki. Ja zajęłam się pościeleniem łóżka. Chwilę zastanawiałam się czy jedno przyszykować w pokoju, a drugie na kanapie. Po chwili namysłu wyrzuciłam ten pomysł z głowy. Niby jesteśmy już parą, więc to nic złego, ze będziemy spać w jednym łóżku. Nie wiedziałam tylko co on o tym pomyśli, bo może mieć przecież inne odczucia. Może jak będzie chciał osobnego łóżka to o to poprosi. Mam jednak nadzieję, ze tego nie zrobi. Skończyłam ścielić i usiadłam na brzegu kołdry, czekając na Argentyńczyka. Kiedy wyszedł z łazienki w samych bokserkach, przeszedł mnie miły dreszcz. To chyba pierwszy raz, kiedy mogłam zobaczyć jego umięśniony tors i ogólnie perfekcyjną sylwetkę. Trochę mnie to onieśmieliło, bo ja sama nie mogę pochwalić się idealną sylwetką. Jest przeciętna i musiałabym włożyć sporo pracy w jej ulepszenie. Ale mając taką motywację, czemu miałabym nie spróbować? A więc postanowienie na dziś: od jutra bieganie i codzienne ćwiczenia. Wstałam z łóżka i szłam w stronę łazienki, ale Facundo zatrzymał mnie i objął w pasie. W niczyich objęciach jeszcze się tak nie czułam. Spojrzałam mu prosto w oczy i położyłam dłoń na jego policzku. Oddałabym wszystko, żeby ta chwila mogła trwać w nieskończoność.

Cieszę się, że nie musiałem tego proponować.- powiedział i skinął głową w stronę łóżka, co spowodowało, że oblałam się rumieńcem. Nie wiem, kiedy przestanę to robić. W niektórych sytuacjach, oczywiście z jego udziałem, tak się po prostu dzieje. Pocałował mnie w czubek głowy i pozwolił odejść.

Oparłam ręce o umywalkę i potrzebowałam chwili na uspokojenie szybkiego rytmu serca. W lustrzanym odbiciu wyłapałam szeroki uśmiech na swojej twarzy. Ciągle mam wrażenie, że to tylko piękny sen. Gdy się obudzę, wszystko zniknie. Znów będę samotna.

Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Pozostawiłam je wilgotne, chciałam jak najszybciej wrócić do pokoju. Kiedy wróciłam, on już leżał na moim łóżku. Położyłam się koło niego i oparłam głowę na jego torsie, wtedy on zaczął gładzić mnie po włosach.

-Myślisz, że już zawsze tak będzie?- zapytał, ciągle kontynuując zaczętą czynność.

-Czyli jak?- byłam trochę zdezorientowana, bo wyrwał mnie z zamyślenia.

-No, ty i ja… Wiesz o co mi chodzi.- słychać było, że jest trochę zmieszany, z resztą dla każdego  to niezręczny temat do rozmowy.

-Tak bym chciała,… kochanie.- przy wypowiedzeniu ostatniego słowa lekko się zawahałam. Poprawiłam głowę na jego torsie, a on objął mnie ramieniem. Tak w siebie wtuleni zasnęliśmy.

Wstałam przed Facundo, więc tak żeby go nie obudzić, poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Przechodząc koło przedpokoju, zauważyłam kurtkę Oli. Wróciła wczesnym rankiem, więc pewnie teraz prześpi pół dnia. Przygotowałam kanapki i zaparzyłam herbatę. Dopiero kiedy wszystko było zrobione i poukładane na stole, wróciłam do pokoju, bo chciałam go obudzić. Jednak kiedy weszłam, już był ubrany. Wspólnie poszliśmy zjeść śniadanie.

Po skończonym posiłku pozbierałam naczynia, a Facundo wrócił do pokoju po swoją torbę.

-Wszystko masz?- zapytałam z troską.

-Chyba tak… Chociaż nie mogę znaleźć kluczyków od samochodu.- odpowiedział i usiadł na kanapie, gdzie zaczął przeszukiwać torbę. Wyciągał rzeczy po kolei, dopóki ze zwiniętej bluzki nie wypadły pod kanapę klucze. Tak to jest u faceta, na porządek w torbie nawet nie ma co liczyć. Schylił się po poszukiwaną rzecz, ale oprócz niej podniósł jeszcze złożoną karteczkę. Otworzył ją i przeczytał. Kiedy skończył, zmarszczył brwi.

-Od kogo to dostałaś?- zapytał odrobinę spiętym głosem.
____________________________________
I powracam :D Przepraszam, że z lekkim opóźnieniem, ale nie miałam czasu. Niestety w przyszłym tygodniu prawie na pewno nie dam rady niczego wstawić, bo będę za granicą. Ale po powrocie będę tworzyć dalej ;) Na razie kolorowo, ale przecież nie zawsze może tak być, więc czekajcie na dalszy bieg wydarzeń :)
 

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 14


-To pewnie pomyłka.- stwierdziłam. Przecież nie pokłóciłam się z Facundo, ani Ola z Kacprem.  A żadna inna osoba nie przychodziła mi do głowy. Podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi i upuściłam liścik. Poszłam w stronę natarczywego gościa, który co chwilę molestował dzwonek.

-Słucham, w jakiej sprawie?- zapytałam chłopaka może parę lat młodszego ode mnie.

-Pani Lena Zawadzka?- odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Tak to ja.

-Miałem to pani dostarczyć.- oświadczył i podał mi kopertę. Mam nadzieję, że to nie żaden kolejny liścik, bo zwariuję. Podziękowałam i zamknęłam drzwi. Otworzyłam kopertę i z ulgą stwierdziłam, że nadawcą jest Facundo. W środku znalazłam dwa bilety na niedzielny mecz w łódzkiej Atlas Arenie.

Te kilka dni do niedzieli minęło zwyczajnie. Obyło się bez żadnych liścików od nieznajomych. Miałam mnóstwo czasu na przeredagowanie artykułów do pracy.

Na halę dotarłyśmy ok. 14.15. Zdążyłyśmy jeszcze kupić żółte koszulki i skierowałyśmy się w stronę trybun w poszukiwaniu naszych miejsc. Gdy je znalazłyśmy, okazało się, że są blisko boiska i będziemy miały naprawdę doskonały widok. Idealne miejsca.

-Lena? To ty?- czar prysł kiedy usłyszałam pogardę w tym piskliwym głosie. Klaudia Majer- przepiękna blondynka z długimi nogami i figurą modelki. Moja odwieczna rywalka z gimnazjum. Nie było dziedziny, w której byśmy nie rywalizowały. Nasza klasa dzieliła się na dwie części; tę normalną i tę ślepo zapatrzoną w Klaudię.

Ale nasuwa się pytanie- Co ona tu robi? Do szkoły chodziłyśmy razem w Ustce, a Łódź leży w zupełnie innej części Polski.

-Ciebie też miło widzieć.- odpowiedziałam i odwzajemniłam przesadny, wymuszony uśmiech. Na tyle miejsc na widowni, czemu akurat musiała wybrać to koło mnie? Jeszcze mecz się nie zaczął, a już stanowczo chciałabym stąd wyjść.

Ledwo od pierwszego gwizdka cała ich banda rozpoczęła swoją, jak zawsze, pustą paplaninę: „O jeny jaki on jest przystojny… A widziałyście jakie on ma mięśnie? A ten to największe ciacho!”. Aż rzygać się chce.

-A widzicie tego?- pokazując na idącego na zagrywkę Facundo, zwróciła się do swoich przyjaciółek zbyt głośnym szeptem. Na pewno chciała żebym to usłyszała.

-Na pewno uda mi się go wyrwać.- kontynuowała.- Bo przecież żaden mi się nie oprze, prawda?- zapytała, po czym znacząco spojrzała na mnie. Nikt inny by tego nie wyłapał, ale ja wiedziałam o co jej chodzi.

Kilka lat temu, w ostatniej klasie gimnazjum, podobał mi się Daniel. Ona o tym wiedziała, więc co oczywiste, musiała owinąć go sobie wokół palca i zaangażować związek. Zerwała z nim pierwszego dnia wakacji, gdy nie musiała już robić mi na złość, bo nasze drogi miały się rozejść. Minęło wiele czasu zanim znowu spotkałam się z Danielem, to on wykonał pierwszy krok i niedługo później zostaliśmy parą.

Ale teraz nie pozwolę, żeby popsuła mi relacje z inną, ważniejszą dla mnie osobą niż Daniel. Wszystkie negatywne emocje, które do tej pory w sobie dusiłam, eksplodowały. Wstałam z miejsca i zamachnęłam się, trafiając Klaudię prosto w nos. Dziewczyna szybko wstała i spojrzała na mnie z zaskoczeniem.

-Nie będziesz tak o nim gadać, zrozumiałaś?- wysyczałam z nienawiścią.

-A co ty masz tu do gadania? Może jeszcze mi powiesz, że jesteście parą..- tego było za wiele, nie dałam jej dokończyć. Rzuciłam się na nią, żeby jeszcze mocniej jej przywalić, ale tym razem dziewczyna była na to przygotowana i zablokowała cios. Wdarłyśmy się w krótką szarpaninę, bo starsze małżeństwo w pobliżu zaalarmowało ochronę, która kazała nam opuścić trybuny. Klaudia wyszła razem z przyjaciółkami, ale ja kazałam Oli czekać, miałam nadzieję, że uda mi się tu wrócić.

Schowałam się w toalecie i po 15 minutach spróbowałam wrócić na miejsce. Udało mi się uniknąć wzroku ochroniarzy, którzy mnie wyrzucili i powrotnie usiadłam koło Oli. Bełchatowianom brakowało już tylko trzech punktów do wygrania drugiej partii.

Siatkarze Skry szybko rozprawili się z Rzeszowianami, wygrywając 3:0. Po zakończeniu meczu postanowiłam poczekać na Facundo przed wejściem. Ola czekała razem ze mną. Pewnie chciała wymienić parę zdań z Kacprem, ale wypierała się tego twierdząc, że jest tu ze mną na wypadek, gdyby Klaudia wróciła. Niech sobie mówi co chce, ja i tak swoje wiem. Po ponad pół godzinie czekania przyszli. Ledwo Argentyńczyk się przede mną zatrzymał, a już zachłannie wpiłam się w jego usta.

-Gratulacje.- wyszeptałam, na co on pogłębił pocałunek. Ola tylko pogratulowała libero, dało się wyczuć pomiędzy nimi… dystans? To chyba dobre określenie, muszę z nią o tym później pogadać.

-Dlaczego zniknęłaś na tak długo?- zapytał mnie. W zasadzie mogłabym udawać, że nie wiem o czym on mówi, ale oczywiste jest też to, że przecież nie powiem mu prawdy. To było impulsywne zachowanie, zawsze miałam problem, żeby utrzymać emocje na wodzy, ale on nie musi o tym wiedzieć.
____________________________
Na prawdę chciałabym Was bardzo przeprosić za moją długą nieobecność! :( Byłam na obozie sortowym, więc nie udało mi się znaleźć czasu na pisanie, wróciłam do domu i kolejny wyjazd... Większa część tego rozdziału i tak powstała dzisiaj, bo zależało mi, żeby w końcu coś tu wrzucić. Nie chcę przecież żebyście zrezygnowały z czytania mojego opowiadania. Rozdział może i krótszy, ale zawsze cos. Liczę na jakieś miłe słowo w komentarzach ;)
 

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 13


Poczułam zapach smażonego bekonu, co było dziwne, bo Ola jest zbyt leniwa, żeby robić na śniadanie jajko z bekonem. Otworzyłam oczy i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie jestem w swoim mieszkaniu. A więc to jednak nie był sen… Uśmiechnęłam się do siebie, wstałam i poszłam w stronę kuchni.

-Dzień dobry.- powiedziałam i podeszłam do Facundo.

-Dzień dobry.- odpowiedział i jeszcze bardziej się do mnie przybliżył. Objął mnie w pasie, a nasze usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku.

-Jak się spało?- zapytał i wrócił do przygotowywania śniadania.

-Bardzo dobrze.- usiadłam na krześle, które stało obok stołu i przyglądałam się jego zwinnym ruchom. Kiedy skończył, usiadł koło mnie i postawił przed nami dwa talerze z jedzeniem.

-Ola przysłała ci SMS’a, ale nie wiem co chciała, napisała po polsku.- poinformował mnie z lekkim zakłopotaniem. Ale przecież to żaden wstyd, polski jest trudny dla obcokrajowców. Prędzej powinnam mieć żal do Oli, angielski jest językiem, który powinien znać praktycznie każdy. Wzięłam od niego telefon i przeczytałam wiadomość.

-Pisze, że po waszym dzisiejszym treningu będzie rysować portret Michała i tam możemy się spotkać.- streściłam mu to, co napisała dziewczyna.

-Okej, to za godzinę musimy wychodzić, mamy kawałek do samochodu, bo ciągle stoi pod kawiarnią.- powiedział po tym, jak spojrzał na zegarek. Dokończyliśmy śniadanie, a potem poszłam do łazienki się przebrać w moje wczorajsze ciuchy. Dziwnie się czułam bez swojego dezodorantu i perfum, ale na szczęście ich zapach jeszcze trochę został na  bluzie. Przeczesałam włosy palcami i to musiało mi wystarczyć.

-Masz jakieś plany na weekend?- zapytał, kiedy za rękę szliśmy pod kawiarnię. Do weekendu jest jeszcze trochę czasu, dzisiaj jest dopiero wtorek.

-Raczej jeszcze nic nie planowałam.- odpowiedziałam i byłam naprawdę ciekawa jaką on ma propozycję.

-To może chciałabyś przyjść na niedzielny mecz? Gramy z Resovią, przydałoby się twoje wsparcie.- przekonywał mnie. Ale mnie nie trzeba było przekonywać, to oczywiste, że przyjdę z największą przyjemnością. Nie widziałam jeszcze jak gra, poza jednym wyjątkiem, kiedy pierwszy raz pojawiłam się z Olą w bełchatowskiej hali i musiałyśmy poczekać do końca treningu. Wtedy tylko trochę mu się przyjrzałam.

-Na pewno będę.- zapewniłam i przytuliłam się do Argentyńczyka. Mam nadzieję, że jego zaproszenie obejmuje również Olę.

-A znalazłoby się…- zaczęłam, ale mi przerwał.

-Tak, zabierz Olę ze sobą. Kacper się ucieszy.- dokończył za mnie. Czy on czyta mi w myślach? Są rzeczy, o których wolała bym, żeby jednak nie wiedział.

Dotarliśmy do samochodu i już miałam zająć w środku miejsce koło Facundo, kiedy coś przyszło mi do głowy. Uważnie śledził mnie wzrokiem, ale kiedy skręciłam za drzewa, nie miał szans, żeby mnie zobaczyć i gdzie wchodzę. Tak szybko jak zniknęłam, tak szybko wróciłam. Wsiadłam i mogliśmy odjechać w kierunku hali. Facundo nie zadawał żadnych pytań, najwyraźniej stwierdził, że prędzej czy później i tak się dowie. Z resztą to nie jest żadna tajemnica, tylko miły gest.

Dojechaliśmy na miejsce, on poszedł do szatni, a ja na najniższe trybuny. Zostawiłam torebkę na siedzeniu obok i podłączyłam do telefonu słuchawki. Przy muzyce i obserwowaniu treningu chłopaków szybko zleciał mi czas. Zupełnie niespodziewanie poczułam, jak ktoś wyciąga mi z uszu słuchawki. Podskoczyłam na krześle, a Ola tylko się ze mnie śmiała. Czasem mam dość jej poczucia humoru, jeszcze niedługo mi powie: „Ogoliłam ci głowę, bo zabawnie wyglądasz jak jesteś łysa.” Z nią jak z dzieckiem.

-Długo jeszcze?- zapytała i usiadła obok.

-Zaczęli jakoś godzinę temu.- odpowiedziałam. Kątem oka zobaczyłam jak Kacper dostrzegł Olę i dyskretnie do niej pomachał, a ona mu odmachała. To mi przypomniało, że nie wiem, jak udało im się spotkanie.

-Jak obiad? Nic mi nie mówiłaś.- zaczęłam temat.

-Poszliśmy, było fajnie, ale… Wiesz, bez fajerwerków. Przez pierwsze pół godziny gadaliśmy, żartowaliśmy, a potem jakby zabrakło tematów.- opowiedziała.- Ale zapomnijmy o tym, bardziej mnie interesuje jak wam minęła noc.

Gdyby nie jej spojrzenie i sposób w jaki to wypowiedziała, nie byłoby to aż tak denerwujące. Ona doskonale wie, że nie miałam się angażować w związki ze sportowcami. Chociaż to i tak już zabrnęło za daleko. W nim jest coś co sprawia, że zapominam o swoich postanowieniach, o konsekwencjach i okrutnych doświadczeniach z Danielem. Do Daniela się przywiązałam, a on potem mnie zostawił, łamiąc mi serce na tysiące drobnych kawałeczków. Zbyt dużo czasu zajęło mi ich posklejanie, żebym mogła znów zaryzykować. Ale jest też drugie dno, przecież nie podejdę do Facundo i nie powiem mu: „Hej, słuchaj, przypomniało mi się, że mój były mnie skrzywdził i boję się, że ty zrobisz mi to samo. Lubię cię, ale nie możemy być razem. A więc żegnaj, życzę ci powodzenia w życiu.” To byłoby okrutne z mojej strony. Skrzywdziłabym nie tylko jego, ale też siebie.

-Odpowiesz mi kiedyś?- jej pytanie uświadomiło mi, że zamyśliłam się i siedziałam na krześle kiwając się w przód i w tył.

-Nie.- odburknęłam, co wyraźnie ją zdziwiło. Ale nie drążyła już tematu, zauważyła, że nie mam nastroju. Chłopacy skończyli trening i poszli do szatni, więc ja udałam się do automatu z napojami. Niosąc dwa kubki, wróciłam do Oli, która już rozstawiała wszystko do rysowania. Zajęłam miejsce na tej ławce co zawsze i tam czekałam na Argentyńczyka. Im dłużej na niego czekałam, tym większą plątaninę myśli miałam w głowie.

-Wszędzie cię szukałem, myślałem, ze sobie poszłaś.- powiedział już uspokojony.

-Wyszłam tylko na chwilę i od razu wróciłam.- ­musieliśmy się minąć gdzieś po drodze. Wyjęłam z torebki papierową torbę, którą kupiłam w kawiarni i podałam mu croissanta i kubek kawy, taki sam zestaw zostawiając dla siebie.

-Bon Appetit.- powiedziałam z udawanym francuskim akcentem, na co w odpowiedzi dostałam całusa, którego Facundo nieco przeciągnął. Gdy się lekko od siebie odsunęliśmy, usłyszeliśmy gwizdy i wołanie ze strony drzwi. Odwróciliśmy tam głowy i zauważyliśmy tam grupkę wykąpanych chłopaków.

-Proszę państwa, czy to będzie nowa para miesiąca?- zażartował Karol Kłos.

-Tak! Tak! Tak!- zawtórowała mu reszta, a ja poczułam jak moja twarz czerwienieje.

-Oni tak zawsze, potrzebują jakiejś sensacji. Potem im minie. - zapewnił mnie. Mam nadzieję, że ma rację, od zawsze nie lubiłam być w centrum uwagi. Michał podszedł do Oli, żeby mogła rysować jego portret, a reszta gdzieś zniknęła. I dobrze. Bez żadnego ostrzeżenia poczułam jak całuje mnie w kącik ust.

-Okruszek.- oznajmił, na co mnie znowu oblał rumieniec.

-Przestaniesz się kiedyś czerwienić?- zapytał, co tylko pogłębiło czerwony odcień mojej twarzy.

Przeczekaliśmy do końca pracy Oli, potem musieliśmy się pożegnać i wróciłam z przyjaciółką do Łodzi.

Weszłyśmy po schodach, a na naszej wycieraczce zauważyłam bukiet siedmiu białych róż z przywiązaną do nich kopertą.

-Spodziewałaś się kwiatów od kogoś?- zapytałam Olę.

-Nie, a ty?- oczywiście, że nie, bo niby od kogo.

-Też. Wejdźmy do środka i przeczytajmy razem.- zaproponowałam i tak zrobiłyśmy. Rozdarłam kopertę i wyjęłam z niej liścik.

„Na ok­ruszku nadziei składam mój szept, li­terą ser­ca piszę prośbę o wy­bacze­nie twoim łzom.
Zasłucha­ny w krop­le deszczo­wego świ­tu, ot­wieram pu­dełko z marze­niami, tam byłaś, jesteś...
Przy­tulam dzień, w którym będziesz tyl­ko moim słońcem... 

Zawsze Twój”
_________________________________
Jednak udało mi się przed wyjazdem napisać jeszcze jeden rozdział. Niestety na kolejny rozdział musicie trochę poczekać, bo najwcześniej może się on ukazać 20 lipca, wtedy dopiero wracam. Mam tylko nadzieję, że nie znudzicie się czekaniem ;)
 

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 12


Wsiedliśmy do środka, a droga na miejsce nie zajęła nam zbyt wiele czasu. Znaleźliśmy miejsce na parkingu i udaliśmy się do kasy, gdzie kupiliśmy bilety i wypożyczyliśmy dwie pary łyżew. Już po samym ich założeniu miałam problemy ze złapaniem równowagi. Facundo pomógł mi wejść na lód i doprowadził pod barierki.

-Na razie spróbuj się o nią opierać.- poinstruował. Przy pomocy jego i barierki udało mi się przemieścić parę metrów. Moja krótka „jazda” i tak, to oczywiste, skończyła się upadkiem. Następna próba poszła lepiej, udało mi się puścić barierkę, ale po pewnym czasie znów miałam bliskie spotkanie z lodem, tyle że tym razem pociągnęłam za sobą Facundo. Leżeliśmy i stanowiliśmy nie małą przeszkodę dla innych jeżdżących.

Po godzinie jazdy potrafiłam już jeździć sama. Co prawda wolno, ale ważne, że do przodu. Na swoim koncie miałam tyle upadków, że trudno byłoby je wszystkie zliczyć. Oddaliśmy łyżwy i wolnym krokiem szliśmy przez parking.

-Jak na pierwszy raz poszło ci całkiem dobrze. Leżałaś tylko 28 razy.- zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego wielkimi oczami. Jak on to wszystko policzył? Nawet sama nie dałam rady tego zrobić.

-Masz ochotę na coś do picia albo jedzenia?- zapytał, a ja dostrzegłam po przeciwnej stronie ulicy niewielką kawiarenkę.

-Może gorąca czekolada?- rozmarzyłam się. Zawsze kojarzyła mi się ze śnieżnymi dniami, kiedy z tatą i siostrą szliśmy na sanki, a po powrocie mama szykowała gorącą czekoladę. Chciałabym być kiedyś na jej miejscu.

Weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy przytulne miejsce przy oknie.

-Potem przyjdę po pańskie zamówienie.- powiedziała kelnerka i zostawiła przed nami dwie karty z menu. Przetłumaczyłam Argentyńczykowi prawie wszystkie nazwy i po chwili zdecydowaliśmy się, na co mamy ochotę.

-Wybrali już państwo zamówienie?- kelnerka do nas wróciła.

-Tak, poprosimy dwie gorące czekolady z bitą śmietaną i dwie babeczki z borówkami.-  powiedziałam, kelnerka zapisała to w notesie i odeszła w stronę kuchni. Sięgnęłam do torebki, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam na ekran, gdzie wyświetliło się imię Oli.

-Macie dzisiaj trochę więcej czasu gołąbeczki, idę z Kacprem na obiecany obiad. Zdzwonimy się później. Buziaczki.- brzmiała treść wiadomości. Może będzie z nich coś więcej niż tylko znajomi? Kto wie. Ola ma charakterek i czasem trudno z nią wytrzymać, ale może będą do siebie pasować.

-Coś ważnego?- zapytał, gdy od dłuższej chwili nic nie mówiłam i tylko wpatrywałam się w wyświetlacz.

-To tylko Ola. Mówi, że idą z Kacprem na obiad.- odpowiedziałam mu.

-Pańskie zamówienie.- kelnerka postawiła przed nami dwa parujące kubki i dwa talerze z babeczkami. Facundo miał minę jakby coś go gryzło.

-Naprawdę zrezygnowałaś ze studiów?- zapytał w końcu. A więc to go męczyło.

-Tak, ale może kiedyś do nich wrócę. Na razie mam pracę, którą mogłabym mieć po studiach, więc nie żałuję.- odpowiedziałam.

Jedzenie dokończyliśmy w milczeniu, rzadko przerywanym strzępkami rozmowy. Opuściliśmy kawiarnię, minęliśmy samochód i udaliśmy się na spacer. Zdziwiło mnie, kiedy Facundo wziął mnie za rękę, ale jednocześnie spowodowało uśmiech na mojej twarzy. On to zauważył, więc oblałam się rumieńcem. Podczas tego spaceru w nic nie wpadałam, ani o nic się nie potykałam. Jednak nie obyło się bez niespodzianek i zaskoczył nas pierwszy w tym roku śnieg przeplatany deszczem, co nie jest miłym połączeniem.

-Mieszkam niedaleko, może wpadniemy do mnie?- ­zaproponował kiedy pogoda się pogorszyła i zaczęło padać coraz mocniej.

-Chętnie.- odpowiedziałam i ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonaliśmy biegiem. Jego mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze. Kiedy weszliśmy do środka, moim oczom ukazało się małe, ale zadbane mieszkanie. Po sportowcu można się spodziewać, że wszędzie będą leżały porozrzucane brudne skarpety, zużyte koszulki czy torby treningowe. Tak przynajmniej wynika z mojego doświadczenia. Daniel zawsze zostawiał swoje śmierdzące rzeczy w torbie i liczył na to, że ja zajmę się ich wypraniem. Wtedy chyba nie zwracałam na to zbyt dużej uwagi ze względu na uczucie, jakim go darzyłam. Teraz czuję tylko niemiłe ukłucie gdzieś w środku na wspomnienie o nim. Ale liczy się to, co jest, nie co było. Facundo nie jest taki jak Daniel, jest zdecydowanie bardziej poukładany.

Zdjęłam buty i rozejrzałam się po mieszkaniu. Podłoga była pokryta ciemnymi panelami, a ściany pomalowane na beżowo. W salonie naprzeciwko dużego telewizora stała obita sztuczną skórą kanapa, a przed nią niewielki stolik kawowy.

-Usiądź, a ja przygotuję coś do jedzenia.- zaproponował Facundo. Ale ja nienawidzę świadomości, że tylko czekam i nie pomagam w przygotowaniu posiłku.

-Może ci pomogę?- zapytałam z nadzieją. Spojrzał na mnie i skinął głową na znak, żebym przyszła. W szybkim tempie pojawiłam się koło niego i zabrałam się za krojenie w plastry ogórka. Wspólnymi siłami udało nam się przygotować stosik kanapek z szynką, sałatą, pomidorem i ogórkiem.

-Może jakiś film?- zapytał i podszedł do półki, gdzie leżały dwa filmy.- Jeszcze nie zdążyłem ich obejrzeć.

Wzięłam obydwa i przeczytałam opisy na odwrocie pudełek. Jak dobrze, że są nie tylko w hiszpańskiej, ale i angielskiej wersji językowej.

-Ten będzie ciekawy.- podałam mu pudełko z filmem „Pacific Rim”. Oglądałam go już, ale jest ciekawy. Może nie każdą dziewczynę wciągnie film o potworach z innego wymiaru, które chcą przejąć Ziemię, a ludzie w wielkich maszynach próbują je powstrzymać. Ale mnie wciągnął i z chęcią obejrzę jeszcze raz. Argentyńczyk włączył wersję po angielsku i usiadł koło mnie na kanapie.

Po dobrej godzinie filmu, kiedy już zjedliśmy kanapki, nie wiem jak to się stało, ale leżałam na kanapie z głową opartą o jego, trzeba przyznać, umięśniony brzuch. Facundo gładził mnie wtedy po włosach co było jeszcze przyjemniejszym uczuciem. Przeleżeliśmy tak do końca filmu.

-Która godzina?- zapytałam ziewając. Wcześniej nie zauważyłam, że na dworze jest już zupełnie ciemno.

-22.34. Trochę późno.­- odpowiedział ze spokojem. Jak on może być spokojny? Przecież zapomniałam o Oli, na pewno nie jedzą obiadu w nocy. Szybko odszukałam telefon w torebce. Świetne! Rozładowany! Usiadłam na kanapie, żeby trochę ochłonąć. Rozumiem jego spokój, ja się denerwuję, bo to moje problemy.

-Mogłabym pożyczyć twój telefon?- zadałam pytanie już całkowicie opanowana. Muszę się skontaktować z Olą.

-Jasne, trzymaj.- podał mi swój telefon.- Chcę też, żebyś wiedziała, że w razie potrzeby możesz tu przenocować.

-Dziękuję.- odpowiedziałam i przytuliłam siedzącego obok Argentyńczyka.

Jak dobrze, że znam numer Oli na pamięć. Liczby strasznie trudno wchodzą mi do głowy. Bez swojego telefonu mogłabym zadzwonić tylko do niej albo do Nataszy.

-Halo­? Ola? Mówi Lena.- zaczęłam.

-Przecież znam twój głos.- przerwała mi ze śmiechem.- I nie denerwuj się. Dzwoniłam, ale domyśliłam się, że masz rozładowaną baterię. Nie martwiłam się, bo wiedziałam, że ma kto się tobą zająć. Obiad skończyliśmy ok. 18.00, a potem pojechałam do mieszkania. Nie masz mi tego za złe?

-Nie, jasne, że nie. Przecież nie mogłaś czekać w nieskończoność. Facundo zaproponował mi, że mogę przenocować u niego.- ostatnie słowa wypowiedziałam z wyczuwalnym zadowoleniem.

-To może nawet lepiej.- zapanowała chwilowa cisza.- Tylko pamiętajcie o zabezpieczeniu!

-Olka!- krzyknęłam na roześmianą dziewczynę. Ona jest niemożliwa…

-Nie przeszkadzam wam, miłej nocy.- zaszczebiotała i się rozłączyła. Podziękowałam Facundo i zwróciłam mu telefon, po czym on zniknął na chwilę. Potem wrócił, trzymając w rękach stertę pościeli, a na górze czarną koszulkę z logiem Skry.

-Przyniosłem ci koszulkę, żebyś miała w czym spać. Będziesz mogła spać w moim łóżku, a ja pościelę sobie tutaj.- powiedział i wskazał na kanapę. Na to się nie zgodzę.

-Nie, to twój dom i będziesz spał u siebie, a ja na kanapie.- stwierdziłam stanowczo głosem nieprzyjmującym sprzeciwu. Chciał zaprzeczyć, ale zamknął usta i dał za wygraną. Podał mi ręcznik i pokazał wszystko co powinnam wiedzieć, gdzie leży. Szybko wzięłam prysznic i założyłam sporo za dużą koszulkę. Kiedy wyszłam z łazienki, pościel na łóżku była już przyszykowana. Wgramoliłam się pod grubą kołdrę i momentalnie zasnęłam.

Obudziło mnie światło słoneczne, leniwie wlewające się przez okna. Postanowiłam jeszcze nie otwierać oczu i chwilę poleżeć. Śniło mi się, że byłam u Facundo w domu, zabawne.
_______________________________
Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać, ale miałam w głowie wizję, którą trudno było mi napisać. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Muszę Wam jeszcze powiedzieć, że w sobotę wyjeżdżam i nie będę miała możliwości wstawiania rozdziałów, jednak cały czas będę pisać, więc po powrocie wrócę ze zdwojoną siłą! Mam nadzieję, że przed wyjazdem uda mi się jeszcze chociaż coś wstawić :D

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 11


-Czujesz się już trochę lepiej? Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy i nie będą nam już przeszkadzać wścibscy lekarze…- brzmiała treść wiadomości. Zastanawiało mnie tylko, skąd on ma mój numer? Jak w odpowiedzi przyszła kolejna wiadomość.

-Dostałem Twój numer od Oli. Nie bądź na nią zła, tak ją męczyłem, że w końcu się zgodziła.- Ola. To było do przewidzenia.

-Jak mogłabym być zła o coś takiego? Miło, że piszesz. Zdecydowanie lepiej się czuję i możliwe, że przyjadę z Olą do Bełchatowa, kiedy będzie rysowała następne portrety.- odpisałam. Odłożyłam telefon i musiałam wrócić do przygotowywania ciasta.

 Jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle i ciężko było się powstrzymywać, żeby go nie zjeść. Musiałam sobie znaleźć jakieś zajęcie, więc postanowiłam trochę posprzątać w mieszkaniu, zanim odwiedzą nas dziewczyny. Powycierałam wszystkie kurze, umyłam okna, odkurzyłam podłogi. Zadowolona z porządku położyłam się na kanapie przed telewizorem.

-Bu!- usłyszałam tuż przy swojej twarzy i w przerażeniu szybko otworzyłam oczy. Pierwszym obrazem jaki zobaczyłam, był widok roześmianej Oli. Musiałam na chwilę zasnąć.

-Chcesz żebym dostała zawału? Która w ogóle jest godzina?- zapytałam lekko zirytowana.

-Parę minut przed 17.00. Zrobiłaś coś do jedzenia? Bo chyba pamiętasz, że za godzinę przychodzą dziewczyny?- dopytywała się dziewczyna.

-Tak, ciasto, jest w lodówce. Ej, masz go nie jeść przed ich przyjściem!- krzyknęłam za nią, kiedy zobaczyłam, że zbliża się do lodówki. We wszystkim trzeba jej pilnować… Przygotowałyśmy wszystko na stole i czekałyśmy na przybycie gości.

Punktualnie o 18.00. usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Ola wstała otworzyć, a ja poszłam wyjąć ciasto z lodówki i postawić je na stole. Otworzyłam butelkę wina od Ady i porozlewałam do czterech kieliszków. Przywitałyśmy się i usiadłyśmy.

-Nie odbierzesz? To może być coś ważnego.- powiedziałam do Ady, kiedy po raz kolejny zadzwonił jej telefon.

-Spokojnie, to tylko mój chłopak. Chyba zapomniałam mu powiedzieć, że dzisiaj wychodzę.- odpowiedziała, wyciszyła telefon i schowała go do torebki.

-Pójdę dołożyć ciasta.- zaproponowałam, kiedy został tylko ostatni kawałek.

-Lena, a która jest godzina?- zapytała Wika, kiedy tylko zdążyłam wstać.

-Sprawdź na moim telefonie, leży po prawej, koło ciebie.-odpowiedziałam i udałam się do kuchni. Po paru sekundach usłyszałam jej wołanie.

-Dostałaś wiadomość od… Oh.- westchnęła na końcu. Ach, no tak! Przez natłok pracy kompletnie zapomniałam sprawdzić, czy Facundo nie odpisał na ostatniego SMS’a. Szybko nałożyłam ciasta i wróciłam do pokoju.

-Wy ze sobą piszecie?- Wiktoria starała się, żeby jej głos brzmiał opanowanie, jednak ja słyszałam w nim nutkę rozgoryczenia.

-No tak, może odrobinkę.- byłam lekko zmieszana, ale przecież nie powinnam. Muszę zacząć pracować nad swoim zachowaniem, bo to jest już denerwujące. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam.- Jesteśmy po prostu znajomymi.

„Na razie” dodałam w myślach. To nie jest sprawa, z której musiałabym się przed kimkolwiek tłumaczyć. Moje życie- moje decyzje.

-Naprawdę dobre ciasto Lena, dałabyś mi przepis?- Ada chciała rozładować napięcie.

-Jasne, zaraz tobie przyniosę.- powiedziałam i poszłam poszukać przepisu. Już po chwili wróciłam z dużą książką kucharską. Ada zrobiła zdjęcie, żeby nie brać całej do siebie.

-Trochę późno się zrobiło, musimy się już niestety zbierać. Następnym razem przyjdźcie do mnie.- powiedziała.

-Jeszcze przyjdzie z Conte…- mruknęła Wika pod nosem. Chyba zaczynam coraz mniej ją lubić.

-Spokojnie, przejdzie jej.- zapewniła mnie Ada. Pożegnałyśmy się, dziewczyny poszły na autobus, a my musiałyśmy zająć się sprzątaniem.

Dopiero leżąc w łóżku miałam czas, żeby zobaczyć SMS’a. Sięgnęłam telefon i wyświetliłam wiadomość.

-W takim razie niecierpliwie czekam na spotkanie.- Nie tylko on czeka. Żadne nasze spotkanie nie przebiegało do końca tak jak powinno. Albo na każdym kroku robiłam z siebie idiotkę, albo szpital. Oby następnym razem było inaczej.

W końcu nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Dzisiaj już mogę jechać z Olą do Bełchatowa. Musiałam na to czekać ponad dwa tygodnie. W ciągu tych kilkunastu dni odwiedziłam szpital, wreszcie poziom żelaza ustabilizował się na odpowiednim poziomie i następną wizytę mam za pół roku. Rozpoczęłam nową pracę, która na początku wydawała się być ciężkim zajęciem, ale teraz wykonuję ją z przyjemnością. Wszystkie artykuły do zredagowania przychodzą na maila, a do biura muszę się pofatygować raz na miesiąc. Wszystko wróciło do normy. Pod moją nieobecność, Ola narysowała portret Facundo, Andrzeja Wrony i Maćka Muzaja. A więc dzisiaj kolej na Nicolasa Uriarte i Wojtka Włodarczyka.

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wykąpałam się, po czym stanęłam przed lustrem i zaczęłam się zastanawiać co zrobić z włosami, żeby wyglądały naprawdę dobrze. Po kilkunastu minutach na moje ramiona opadały kształtne fale, więc całość utrwaliłam lakierem. Wytuszowałam rzęsy, narysowałam kreski eye-linerem i nałożyłam odrobinę różu na policzki.

-Ej, pospiesz się! Ja też chcę wejść!- usłyszałam dobijanie się do drzwi. Założyłam szlafrok i poszłam do swojego pokoju. Wybrałam czarne spodnie i miętową bluzę z napisem. Moje ulubione perfumy okazały się idealnym dodatkiem. Musiałyśmy ubrać się naprawdę ciepło, bo końcówka listopada niosła za sobą niskie temperatury.

Nasz autobus chyba nie miał ogrzewania, bo pod halę dotarłyśmy przemarznięte do szpiku kości. Portier stojący na wejściu już nas poznaje, więc z miłym uśmiechem zaprosił nas do środka. Za następnym zakrętem spotkałyśmy się z Facundo i Kacprem, którzy zawsze na nas czekają. Podeszłam do Argentyńczyka z zamiarem przywitania się i pocałowania go w policzek, jednak on miał inne plany. W ostatniej chwili przekręcił głowę tak, że moje usta nie trafiły w zamierzone miejsce, ale w jego usta. Przez pocałunek wyczułam jak lekko się uśmiecha i mimowolnie zrobiłam to samo.

-No no! Nie myślałem, że wy już!- zawołał radośnie Kacper. Szczerze mówiąc ja też nie myślałam. Ale cieszę się z szybkiego obrotu sprawy.

-Tak więc my was zostawiamy i idziemy tworzyć sztukę.- powiedziała Ola i teatralnie uniosła ręce do góry. Minęło parę sekund i zostaliśmy sami.

-To jakieś ciekawe plany na dziś?- zapytałam podchodząc bliżej do towarzysza.

-Co powiesz na lodowisko?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Ja mam iść na łyżwy? Przecież ja nawet na rolkach nie umiem jeździć… Raz próbowałam i skończyło się z nogą uwięzioną w gipsie na miesiąc. I to w wakacje.

-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Nigdy nie jeździłam na łyżwach.- wyznałam zgodnie z prawdą.

-No to cię nauczymy.- zapewnił i chwycił mnie za rękę. Wolnym krokiem udaliśmy się w kierunku jego samochodu.
_____________________________
I jest 11! :D Mam nadzieję, że się podoba. Dla tych co może nie wiedzą (bo słyszałam, że niektórzy mają wątpliwości): tekst pisany pochyłą czcionką jest po angielsku, ale pisany po polsku, żebyście go zrozumiały ;) zapraszam do dzielenia się swoją opinią w komentarzach :D