-Czujesz się już trochę lepiej? Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy i
nie będą nam już przeszkadzać wścibscy lekarze…- brzmiała treść wiadomości.
Zastanawiało mnie tylko, skąd on ma mój numer? Jak w odpowiedzi przyszła
kolejna wiadomość.
-Dostałem Twój numer od Oli. Nie bądź na nią zła, tak ją męczyłem, że w
końcu się zgodziła.- Ola. To było do przewidzenia.
-Jak
mogłabym być zła o coś takiego? Miło, że piszesz. Zdecydowanie lepiej się czuję
i możliwe, że przyjadę z Olą do Bełchatowa, kiedy będzie rysowała następne
portrety.- odpisałam. Odłożyłam telefon i musiałam wrócić do
przygotowywania ciasta.
Jak na pierwszy raz wyszło całkiem
nieźle i ciężko było się powstrzymywać, żeby go nie zjeść. Musiałam sobie
znaleźć jakieś zajęcie, więc postanowiłam trochę posprzątać w mieszkaniu, zanim
odwiedzą nas dziewczyny. Powycierałam wszystkie kurze, umyłam okna, odkurzyłam
podłogi. Zadowolona z porządku położyłam się na kanapie przed telewizorem.
-Bu!- usłyszałam tuż przy swojej
twarzy i w przerażeniu szybko otworzyłam oczy. Pierwszym obrazem jaki
zobaczyłam, był widok roześmianej Oli. Musiałam na chwilę zasnąć.
-Chcesz żebym dostała zawału?
Która w ogóle jest godzina?- zapytałam lekko zirytowana.
-Parę minut przed 17.00. Zrobiłaś
coś do jedzenia? Bo chyba pamiętasz, że za godzinę przychodzą dziewczyny?-
dopytywała się dziewczyna.
-Tak, ciasto, jest w lodówce. Ej,
masz go nie jeść przed ich przyjściem!- krzyknęłam za nią, kiedy zobaczyłam, że
zbliża się do lodówki. We wszystkim trzeba jej pilnować… Przygotowałyśmy
wszystko na stole i czekałyśmy na przybycie gości.
Punktualnie o 18.00. usłyszałyśmy
dzwonek do drzwi. Ola wstała otworzyć, a ja poszłam wyjąć ciasto z lodówki i
postawić je na stole. Otworzyłam butelkę wina od Ady i porozlewałam do czterech
kieliszków. Przywitałyśmy się i usiadłyśmy.
-Nie odbierzesz? To może być coś
ważnego.- powiedziałam do Ady, kiedy po raz kolejny zadzwonił jej telefon.
-Spokojnie, to tylko mój chłopak.
Chyba zapomniałam mu powiedzieć, że dzisiaj wychodzę.- odpowiedziała, wyciszyła
telefon i schowała go do torebki.
-Pójdę dołożyć ciasta.- zaproponowałam,
kiedy został tylko ostatni kawałek.
-Lena, a która jest godzina?-
zapytała Wika, kiedy tylko zdążyłam wstać.
-Sprawdź na moim telefonie, leży
po prawej, koło ciebie.-odpowiedziałam i udałam się do kuchni. Po paru
sekundach usłyszałam jej wołanie.
-Dostałaś wiadomość od… Oh.-
westchnęła na końcu. Ach, no tak! Przez natłok pracy kompletnie zapomniałam
sprawdzić, czy Facundo nie odpisał na ostatniego SMS’a. Szybko nałożyłam ciasta
i wróciłam do pokoju.
-Wy ze sobą piszecie?- Wiktoria
starała się, żeby jej głos brzmiał opanowanie, jednak ja słyszałam w nim nutkę
rozgoryczenia.
-No tak, może odrobinkę.- byłam
lekko zmieszana, ale przecież nie powinnam. Muszę zacząć pracować nad swoim
zachowaniem, bo to jest już denerwujące. Wzięłam głęboki wdech i
kontynuowałam.- Jesteśmy po prostu znajomymi.
„Na razie” dodałam w myślach. To
nie jest sprawa, z której musiałabym się przed kimkolwiek tłumaczyć. Moje
życie- moje decyzje.
-Naprawdę dobre ciasto Lena,
dałabyś mi przepis?- Ada chciała rozładować napięcie.
-Jasne, zaraz tobie przyniosę.-
powiedziałam i poszłam poszukać przepisu. Już po chwili wróciłam z dużą książką
kucharską. Ada zrobiła zdjęcie, żeby nie brać całej do siebie.
-Trochę późno się zrobiło, musimy
się już niestety zbierać. Następnym razem przyjdźcie do mnie.- powiedziała.
-Jeszcze przyjdzie z Conte…-
mruknęła Wika pod nosem. Chyba zaczynam coraz mniej ją lubić.
-Spokojnie, przejdzie jej.-
zapewniła mnie Ada. Pożegnałyśmy się, dziewczyny poszły na autobus, a my
musiałyśmy zająć się sprzątaniem.
Dopiero leżąc w łóżku miałam czas,
żeby zobaczyć SMS’a. Sięgnęłam telefon i wyświetliłam wiadomość.
-W takim
razie niecierpliwie czekam na spotkanie.- Nie tylko on czeka. Żadne
nasze spotkanie nie przebiegało do końca tak jak powinno. Albo na każdym kroku
robiłam z siebie idiotkę, albo szpital. Oby następnym razem było inaczej.
W końcu nadszedł długo wyczekiwany
przeze mnie dzień. Dzisiaj już mogę jechać z Olą do Bełchatowa. Musiałam na to czekać
ponad dwa tygodnie. W ciągu tych kilkunastu dni odwiedziłam szpital, wreszcie
poziom żelaza ustabilizował się na odpowiednim poziomie i następną wizytę mam
za pół roku. Rozpoczęłam nową pracę, która na początku wydawała się być ciężkim
zajęciem, ale teraz wykonuję ją z przyjemnością. Wszystkie artykuły do
zredagowania przychodzą na maila, a do biura muszę się pofatygować raz na
miesiąc. Wszystko wróciło do normy. Pod moją nieobecność, Ola narysowała portret
Facundo, Andrzeja Wrony i Maćka Muzaja. A więc dzisiaj kolej na Nicolasa
Uriarte i Wojtka Włodarczyka.
Wstałam z łóżka i poszłam do
łazienki. Wykąpałam się, po czym stanęłam przed lustrem i zaczęłam się
zastanawiać co zrobić z włosami, żeby wyglądały naprawdę dobrze. Po kilkunastu
minutach na moje ramiona opadały kształtne fale, więc całość utrwaliłam
lakierem. Wytuszowałam rzęsy, narysowałam kreski eye-linerem i nałożyłam
odrobinę różu na policzki.
-Ej, pospiesz się! Ja też chcę
wejść!- usłyszałam dobijanie się do drzwi. Założyłam szlafrok i poszłam do swojego
pokoju. Wybrałam czarne spodnie i miętową bluzę z napisem. Moje ulubione
perfumy okazały się idealnym dodatkiem. Musiałyśmy ubrać się naprawdę ciepło,
bo końcówka listopada niosła za sobą niskie temperatury.
Nasz autobus chyba nie miał
ogrzewania, bo pod halę dotarłyśmy przemarznięte do szpiku kości. Portier
stojący na wejściu już nas poznaje, więc z miłym uśmiechem zaprosił nas do
środka. Za następnym zakrętem spotkałyśmy się z Facundo i Kacprem, którzy
zawsze na nas czekają. Podeszłam do Argentyńczyka z zamiarem przywitania się i pocałowania
go w policzek, jednak on miał inne plany. W ostatniej chwili przekręcił głowę
tak, że moje usta nie trafiły w zamierzone miejsce, ale w jego usta. Przez
pocałunek wyczułam jak lekko się uśmiecha i mimowolnie zrobiłam to samo.
-No no! Nie myślałem, że wy już!- zawołał radośnie Kacper. Szczerze
mówiąc ja też nie myślałam. Ale cieszę się z szybkiego obrotu sprawy.
-Tak więc my was zostawiamy i
idziemy tworzyć sztukę.- powiedziała Ola i teatralnie uniosła ręce do góry.
Minęło parę sekund i zostaliśmy sami.
-To jakieś
ciekawe plany na dziś?- zapytałam podchodząc bliżej do towarzysza.
-Co powiesz na lodowisko?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Ja mam
iść na łyżwy? Przecież ja nawet na rolkach nie umiem jeździć… Raz próbowałam i
skończyło się z nogą uwięzioną w gipsie na miesiąc. I to w wakacje.
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Nigdy nie jeździłam na łyżwach.- wyznałam
zgodnie z prawdą.
-No to cię nauczymy.- zapewnił i chwycił mnie za rękę. Wolnym
krokiem udaliśmy się w kierunku jego samochodu.
_____________________________
I jest 11! :D Mam nadzieję, że się podoba. Dla tych co może nie wiedzą (bo słyszałam, że niektórzy mają wątpliwości): tekst pisany pochyłą czcionką jest po angielsku, ale pisany po polsku, żebyście go zrozumiały ;) zapraszam do dzielenia się swoją opinią w komentarzach :D