.

.

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 14


-To pewnie pomyłka.- stwierdziłam. Przecież nie pokłóciłam się z Facundo, ani Ola z Kacprem.  A żadna inna osoba nie przychodziła mi do głowy. Podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi i upuściłam liścik. Poszłam w stronę natarczywego gościa, który co chwilę molestował dzwonek.

-Słucham, w jakiej sprawie?- zapytałam chłopaka może parę lat młodszego ode mnie.

-Pani Lena Zawadzka?- odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Tak to ja.

-Miałem to pani dostarczyć.- oświadczył i podał mi kopertę. Mam nadzieję, że to nie żaden kolejny liścik, bo zwariuję. Podziękowałam i zamknęłam drzwi. Otworzyłam kopertę i z ulgą stwierdziłam, że nadawcą jest Facundo. W środku znalazłam dwa bilety na niedzielny mecz w łódzkiej Atlas Arenie.

Te kilka dni do niedzieli minęło zwyczajnie. Obyło się bez żadnych liścików od nieznajomych. Miałam mnóstwo czasu na przeredagowanie artykułów do pracy.

Na halę dotarłyśmy ok. 14.15. Zdążyłyśmy jeszcze kupić żółte koszulki i skierowałyśmy się w stronę trybun w poszukiwaniu naszych miejsc. Gdy je znalazłyśmy, okazało się, że są blisko boiska i będziemy miały naprawdę doskonały widok. Idealne miejsca.

-Lena? To ty?- czar prysł kiedy usłyszałam pogardę w tym piskliwym głosie. Klaudia Majer- przepiękna blondynka z długimi nogami i figurą modelki. Moja odwieczna rywalka z gimnazjum. Nie było dziedziny, w której byśmy nie rywalizowały. Nasza klasa dzieliła się na dwie części; tę normalną i tę ślepo zapatrzoną w Klaudię.

Ale nasuwa się pytanie- Co ona tu robi? Do szkoły chodziłyśmy razem w Ustce, a Łódź leży w zupełnie innej części Polski.

-Ciebie też miło widzieć.- odpowiedziałam i odwzajemniłam przesadny, wymuszony uśmiech. Na tyle miejsc na widowni, czemu akurat musiała wybrać to koło mnie? Jeszcze mecz się nie zaczął, a już stanowczo chciałabym stąd wyjść.

Ledwo od pierwszego gwizdka cała ich banda rozpoczęła swoją, jak zawsze, pustą paplaninę: „O jeny jaki on jest przystojny… A widziałyście jakie on ma mięśnie? A ten to największe ciacho!”. Aż rzygać się chce.

-A widzicie tego?- pokazując na idącego na zagrywkę Facundo, zwróciła się do swoich przyjaciółek zbyt głośnym szeptem. Na pewno chciała żebym to usłyszała.

-Na pewno uda mi się go wyrwać.- kontynuowała.- Bo przecież żaden mi się nie oprze, prawda?- zapytała, po czym znacząco spojrzała na mnie. Nikt inny by tego nie wyłapał, ale ja wiedziałam o co jej chodzi.

Kilka lat temu, w ostatniej klasie gimnazjum, podobał mi się Daniel. Ona o tym wiedziała, więc co oczywiste, musiała owinąć go sobie wokół palca i zaangażować związek. Zerwała z nim pierwszego dnia wakacji, gdy nie musiała już robić mi na złość, bo nasze drogi miały się rozejść. Minęło wiele czasu zanim znowu spotkałam się z Danielem, to on wykonał pierwszy krok i niedługo później zostaliśmy parą.

Ale teraz nie pozwolę, żeby popsuła mi relacje z inną, ważniejszą dla mnie osobą niż Daniel. Wszystkie negatywne emocje, które do tej pory w sobie dusiłam, eksplodowały. Wstałam z miejsca i zamachnęłam się, trafiając Klaudię prosto w nos. Dziewczyna szybko wstała i spojrzała na mnie z zaskoczeniem.

-Nie będziesz tak o nim gadać, zrozumiałaś?- wysyczałam z nienawiścią.

-A co ty masz tu do gadania? Może jeszcze mi powiesz, że jesteście parą..- tego było za wiele, nie dałam jej dokończyć. Rzuciłam się na nią, żeby jeszcze mocniej jej przywalić, ale tym razem dziewczyna była na to przygotowana i zablokowała cios. Wdarłyśmy się w krótką szarpaninę, bo starsze małżeństwo w pobliżu zaalarmowało ochronę, która kazała nam opuścić trybuny. Klaudia wyszła razem z przyjaciółkami, ale ja kazałam Oli czekać, miałam nadzieję, że uda mi się tu wrócić.

Schowałam się w toalecie i po 15 minutach spróbowałam wrócić na miejsce. Udało mi się uniknąć wzroku ochroniarzy, którzy mnie wyrzucili i powrotnie usiadłam koło Oli. Bełchatowianom brakowało już tylko trzech punktów do wygrania drugiej partii.

Siatkarze Skry szybko rozprawili się z Rzeszowianami, wygrywając 3:0. Po zakończeniu meczu postanowiłam poczekać na Facundo przed wejściem. Ola czekała razem ze mną. Pewnie chciała wymienić parę zdań z Kacprem, ale wypierała się tego twierdząc, że jest tu ze mną na wypadek, gdyby Klaudia wróciła. Niech sobie mówi co chce, ja i tak swoje wiem. Po ponad pół godzinie czekania przyszli. Ledwo Argentyńczyk się przede mną zatrzymał, a już zachłannie wpiłam się w jego usta.

-Gratulacje.- wyszeptałam, na co on pogłębił pocałunek. Ola tylko pogratulowała libero, dało się wyczuć pomiędzy nimi… dystans? To chyba dobre określenie, muszę z nią o tym później pogadać.

-Dlaczego zniknęłaś na tak długo?- zapytał mnie. W zasadzie mogłabym udawać, że nie wiem o czym on mówi, ale oczywiste jest też to, że przecież nie powiem mu prawdy. To było impulsywne zachowanie, zawsze miałam problem, żeby utrzymać emocje na wodzy, ale on nie musi o tym wiedzieć.
____________________________
Na prawdę chciałabym Was bardzo przeprosić za moją długą nieobecność! :( Byłam na obozie sortowym, więc nie udało mi się znaleźć czasu na pisanie, wróciłam do domu i kolejny wyjazd... Większa część tego rozdziału i tak powstała dzisiaj, bo zależało mi, żeby w końcu coś tu wrzucić. Nie chcę przecież żebyście zrezygnowały z czytania mojego opowiadania. Rozdział może i krótszy, ale zawsze cos. Liczę na jakieś miłe słowo w komentarzach ;)
 

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 13


Poczułam zapach smażonego bekonu, co było dziwne, bo Ola jest zbyt leniwa, żeby robić na śniadanie jajko z bekonem. Otworzyłam oczy i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie jestem w swoim mieszkaniu. A więc to jednak nie był sen… Uśmiechnęłam się do siebie, wstałam i poszłam w stronę kuchni.

-Dzień dobry.- powiedziałam i podeszłam do Facundo.

-Dzień dobry.- odpowiedział i jeszcze bardziej się do mnie przybliżył. Objął mnie w pasie, a nasze usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku.

-Jak się spało?- zapytał i wrócił do przygotowywania śniadania.

-Bardzo dobrze.- usiadłam na krześle, które stało obok stołu i przyglądałam się jego zwinnym ruchom. Kiedy skończył, usiadł koło mnie i postawił przed nami dwa talerze z jedzeniem.

-Ola przysłała ci SMS’a, ale nie wiem co chciała, napisała po polsku.- poinformował mnie z lekkim zakłopotaniem. Ale przecież to żaden wstyd, polski jest trudny dla obcokrajowców. Prędzej powinnam mieć żal do Oli, angielski jest językiem, który powinien znać praktycznie każdy. Wzięłam od niego telefon i przeczytałam wiadomość.

-Pisze, że po waszym dzisiejszym treningu będzie rysować portret Michała i tam możemy się spotkać.- streściłam mu to, co napisała dziewczyna.

-Okej, to za godzinę musimy wychodzić, mamy kawałek do samochodu, bo ciągle stoi pod kawiarnią.- powiedział po tym, jak spojrzał na zegarek. Dokończyliśmy śniadanie, a potem poszłam do łazienki się przebrać w moje wczorajsze ciuchy. Dziwnie się czułam bez swojego dezodorantu i perfum, ale na szczęście ich zapach jeszcze trochę został na  bluzie. Przeczesałam włosy palcami i to musiało mi wystarczyć.

-Masz jakieś plany na weekend?- zapytał, kiedy za rękę szliśmy pod kawiarnię. Do weekendu jest jeszcze trochę czasu, dzisiaj jest dopiero wtorek.

-Raczej jeszcze nic nie planowałam.- odpowiedziałam i byłam naprawdę ciekawa jaką on ma propozycję.

-To może chciałabyś przyjść na niedzielny mecz? Gramy z Resovią, przydałoby się twoje wsparcie.- przekonywał mnie. Ale mnie nie trzeba było przekonywać, to oczywiste, że przyjdę z największą przyjemnością. Nie widziałam jeszcze jak gra, poza jednym wyjątkiem, kiedy pierwszy raz pojawiłam się z Olą w bełchatowskiej hali i musiałyśmy poczekać do końca treningu. Wtedy tylko trochę mu się przyjrzałam.

-Na pewno będę.- zapewniłam i przytuliłam się do Argentyńczyka. Mam nadzieję, że jego zaproszenie obejmuje również Olę.

-A znalazłoby się…- zaczęłam, ale mi przerwał.

-Tak, zabierz Olę ze sobą. Kacper się ucieszy.- dokończył za mnie. Czy on czyta mi w myślach? Są rzeczy, o których wolała bym, żeby jednak nie wiedział.

Dotarliśmy do samochodu i już miałam zająć w środku miejsce koło Facundo, kiedy coś przyszło mi do głowy. Uważnie śledził mnie wzrokiem, ale kiedy skręciłam za drzewa, nie miał szans, żeby mnie zobaczyć i gdzie wchodzę. Tak szybko jak zniknęłam, tak szybko wróciłam. Wsiadłam i mogliśmy odjechać w kierunku hali. Facundo nie zadawał żadnych pytań, najwyraźniej stwierdził, że prędzej czy później i tak się dowie. Z resztą to nie jest żadna tajemnica, tylko miły gest.

Dojechaliśmy na miejsce, on poszedł do szatni, a ja na najniższe trybuny. Zostawiłam torebkę na siedzeniu obok i podłączyłam do telefonu słuchawki. Przy muzyce i obserwowaniu treningu chłopaków szybko zleciał mi czas. Zupełnie niespodziewanie poczułam, jak ktoś wyciąga mi z uszu słuchawki. Podskoczyłam na krześle, a Ola tylko się ze mnie śmiała. Czasem mam dość jej poczucia humoru, jeszcze niedługo mi powie: „Ogoliłam ci głowę, bo zabawnie wyglądasz jak jesteś łysa.” Z nią jak z dzieckiem.

-Długo jeszcze?- zapytała i usiadła obok.

-Zaczęli jakoś godzinę temu.- odpowiedziałam. Kątem oka zobaczyłam jak Kacper dostrzegł Olę i dyskretnie do niej pomachał, a ona mu odmachała. To mi przypomniało, że nie wiem, jak udało im się spotkanie.

-Jak obiad? Nic mi nie mówiłaś.- zaczęłam temat.

-Poszliśmy, było fajnie, ale… Wiesz, bez fajerwerków. Przez pierwsze pół godziny gadaliśmy, żartowaliśmy, a potem jakby zabrakło tematów.- opowiedziała.- Ale zapomnijmy o tym, bardziej mnie interesuje jak wam minęła noc.

Gdyby nie jej spojrzenie i sposób w jaki to wypowiedziała, nie byłoby to aż tak denerwujące. Ona doskonale wie, że nie miałam się angażować w związki ze sportowcami. Chociaż to i tak już zabrnęło za daleko. W nim jest coś co sprawia, że zapominam o swoich postanowieniach, o konsekwencjach i okrutnych doświadczeniach z Danielem. Do Daniela się przywiązałam, a on potem mnie zostawił, łamiąc mi serce na tysiące drobnych kawałeczków. Zbyt dużo czasu zajęło mi ich posklejanie, żebym mogła znów zaryzykować. Ale jest też drugie dno, przecież nie podejdę do Facundo i nie powiem mu: „Hej, słuchaj, przypomniało mi się, że mój były mnie skrzywdził i boję się, że ty zrobisz mi to samo. Lubię cię, ale nie możemy być razem. A więc żegnaj, życzę ci powodzenia w życiu.” To byłoby okrutne z mojej strony. Skrzywdziłabym nie tylko jego, ale też siebie.

-Odpowiesz mi kiedyś?- jej pytanie uświadomiło mi, że zamyśliłam się i siedziałam na krześle kiwając się w przód i w tył.

-Nie.- odburknęłam, co wyraźnie ją zdziwiło. Ale nie drążyła już tematu, zauważyła, że nie mam nastroju. Chłopacy skończyli trening i poszli do szatni, więc ja udałam się do automatu z napojami. Niosąc dwa kubki, wróciłam do Oli, która już rozstawiała wszystko do rysowania. Zajęłam miejsce na tej ławce co zawsze i tam czekałam na Argentyńczyka. Im dłużej na niego czekałam, tym większą plątaninę myśli miałam w głowie.

-Wszędzie cię szukałem, myślałem, ze sobie poszłaś.- powiedział już uspokojony.

-Wyszłam tylko na chwilę i od razu wróciłam.- ­musieliśmy się minąć gdzieś po drodze. Wyjęłam z torebki papierową torbę, którą kupiłam w kawiarni i podałam mu croissanta i kubek kawy, taki sam zestaw zostawiając dla siebie.

-Bon Appetit.- powiedziałam z udawanym francuskim akcentem, na co w odpowiedzi dostałam całusa, którego Facundo nieco przeciągnął. Gdy się lekko od siebie odsunęliśmy, usłyszeliśmy gwizdy i wołanie ze strony drzwi. Odwróciliśmy tam głowy i zauważyliśmy tam grupkę wykąpanych chłopaków.

-Proszę państwa, czy to będzie nowa para miesiąca?- zażartował Karol Kłos.

-Tak! Tak! Tak!- zawtórowała mu reszta, a ja poczułam jak moja twarz czerwienieje.

-Oni tak zawsze, potrzebują jakiejś sensacji. Potem im minie. - zapewnił mnie. Mam nadzieję, że ma rację, od zawsze nie lubiłam być w centrum uwagi. Michał podszedł do Oli, żeby mogła rysować jego portret, a reszta gdzieś zniknęła. I dobrze. Bez żadnego ostrzeżenia poczułam jak całuje mnie w kącik ust.

-Okruszek.- oznajmił, na co mnie znowu oblał rumieniec.

-Przestaniesz się kiedyś czerwienić?- zapytał, co tylko pogłębiło czerwony odcień mojej twarzy.

Przeczekaliśmy do końca pracy Oli, potem musieliśmy się pożegnać i wróciłam z przyjaciółką do Łodzi.

Weszłyśmy po schodach, a na naszej wycieraczce zauważyłam bukiet siedmiu białych róż z przywiązaną do nich kopertą.

-Spodziewałaś się kwiatów od kogoś?- zapytałam Olę.

-Nie, a ty?- oczywiście, że nie, bo niby od kogo.

-Też. Wejdźmy do środka i przeczytajmy razem.- zaproponowałam i tak zrobiłyśmy. Rozdarłam kopertę i wyjęłam z niej liścik.

„Na ok­ruszku nadziei składam mój szept, li­terą ser­ca piszę prośbę o wy­bacze­nie twoim łzom.
Zasłucha­ny w krop­le deszczo­wego świ­tu, ot­wieram pu­dełko z marze­niami, tam byłaś, jesteś...
Przy­tulam dzień, w którym będziesz tyl­ko moim słońcem... 

Zawsze Twój”
_________________________________
Jednak udało mi się przed wyjazdem napisać jeszcze jeden rozdział. Niestety na kolejny rozdział musicie trochę poczekać, bo najwcześniej może się on ukazać 20 lipca, wtedy dopiero wracam. Mam tylko nadzieję, że nie znudzicie się czekaniem ;)
 

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 12


Wsiedliśmy do środka, a droga na miejsce nie zajęła nam zbyt wiele czasu. Znaleźliśmy miejsce na parkingu i udaliśmy się do kasy, gdzie kupiliśmy bilety i wypożyczyliśmy dwie pary łyżew. Już po samym ich założeniu miałam problemy ze złapaniem równowagi. Facundo pomógł mi wejść na lód i doprowadził pod barierki.

-Na razie spróbuj się o nią opierać.- poinstruował. Przy pomocy jego i barierki udało mi się przemieścić parę metrów. Moja krótka „jazda” i tak, to oczywiste, skończyła się upadkiem. Następna próba poszła lepiej, udało mi się puścić barierkę, ale po pewnym czasie znów miałam bliskie spotkanie z lodem, tyle że tym razem pociągnęłam za sobą Facundo. Leżeliśmy i stanowiliśmy nie małą przeszkodę dla innych jeżdżących.

Po godzinie jazdy potrafiłam już jeździć sama. Co prawda wolno, ale ważne, że do przodu. Na swoim koncie miałam tyle upadków, że trudno byłoby je wszystkie zliczyć. Oddaliśmy łyżwy i wolnym krokiem szliśmy przez parking.

-Jak na pierwszy raz poszło ci całkiem dobrze. Leżałaś tylko 28 razy.- zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego wielkimi oczami. Jak on to wszystko policzył? Nawet sama nie dałam rady tego zrobić.

-Masz ochotę na coś do picia albo jedzenia?- zapytał, a ja dostrzegłam po przeciwnej stronie ulicy niewielką kawiarenkę.

-Może gorąca czekolada?- rozmarzyłam się. Zawsze kojarzyła mi się ze śnieżnymi dniami, kiedy z tatą i siostrą szliśmy na sanki, a po powrocie mama szykowała gorącą czekoladę. Chciałabym być kiedyś na jej miejscu.

Weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy przytulne miejsce przy oknie.

-Potem przyjdę po pańskie zamówienie.- powiedziała kelnerka i zostawiła przed nami dwie karty z menu. Przetłumaczyłam Argentyńczykowi prawie wszystkie nazwy i po chwili zdecydowaliśmy się, na co mamy ochotę.

-Wybrali już państwo zamówienie?- kelnerka do nas wróciła.

-Tak, poprosimy dwie gorące czekolady z bitą śmietaną i dwie babeczki z borówkami.-  powiedziałam, kelnerka zapisała to w notesie i odeszła w stronę kuchni. Sięgnęłam do torebki, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam na ekran, gdzie wyświetliło się imię Oli.

-Macie dzisiaj trochę więcej czasu gołąbeczki, idę z Kacprem na obiecany obiad. Zdzwonimy się później. Buziaczki.- brzmiała treść wiadomości. Może będzie z nich coś więcej niż tylko znajomi? Kto wie. Ola ma charakterek i czasem trudno z nią wytrzymać, ale może będą do siebie pasować.

-Coś ważnego?- zapytał, gdy od dłuższej chwili nic nie mówiłam i tylko wpatrywałam się w wyświetlacz.

-To tylko Ola. Mówi, że idą z Kacprem na obiad.- odpowiedziałam mu.

-Pańskie zamówienie.- kelnerka postawiła przed nami dwa parujące kubki i dwa talerze z babeczkami. Facundo miał minę jakby coś go gryzło.

-Naprawdę zrezygnowałaś ze studiów?- zapytał w końcu. A więc to go męczyło.

-Tak, ale może kiedyś do nich wrócę. Na razie mam pracę, którą mogłabym mieć po studiach, więc nie żałuję.- odpowiedziałam.

Jedzenie dokończyliśmy w milczeniu, rzadko przerywanym strzępkami rozmowy. Opuściliśmy kawiarnię, minęliśmy samochód i udaliśmy się na spacer. Zdziwiło mnie, kiedy Facundo wziął mnie za rękę, ale jednocześnie spowodowało uśmiech na mojej twarzy. On to zauważył, więc oblałam się rumieńcem. Podczas tego spaceru w nic nie wpadałam, ani o nic się nie potykałam. Jednak nie obyło się bez niespodzianek i zaskoczył nas pierwszy w tym roku śnieg przeplatany deszczem, co nie jest miłym połączeniem.

-Mieszkam niedaleko, może wpadniemy do mnie?- ­zaproponował kiedy pogoda się pogorszyła i zaczęło padać coraz mocniej.

-Chętnie.- odpowiedziałam i ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonaliśmy biegiem. Jego mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze. Kiedy weszliśmy do środka, moim oczom ukazało się małe, ale zadbane mieszkanie. Po sportowcu można się spodziewać, że wszędzie będą leżały porozrzucane brudne skarpety, zużyte koszulki czy torby treningowe. Tak przynajmniej wynika z mojego doświadczenia. Daniel zawsze zostawiał swoje śmierdzące rzeczy w torbie i liczył na to, że ja zajmę się ich wypraniem. Wtedy chyba nie zwracałam na to zbyt dużej uwagi ze względu na uczucie, jakim go darzyłam. Teraz czuję tylko niemiłe ukłucie gdzieś w środku na wspomnienie o nim. Ale liczy się to, co jest, nie co było. Facundo nie jest taki jak Daniel, jest zdecydowanie bardziej poukładany.

Zdjęłam buty i rozejrzałam się po mieszkaniu. Podłoga była pokryta ciemnymi panelami, a ściany pomalowane na beżowo. W salonie naprzeciwko dużego telewizora stała obita sztuczną skórą kanapa, a przed nią niewielki stolik kawowy.

-Usiądź, a ja przygotuję coś do jedzenia.- zaproponował Facundo. Ale ja nienawidzę świadomości, że tylko czekam i nie pomagam w przygotowaniu posiłku.

-Może ci pomogę?- zapytałam z nadzieją. Spojrzał na mnie i skinął głową na znak, żebym przyszła. W szybkim tempie pojawiłam się koło niego i zabrałam się za krojenie w plastry ogórka. Wspólnymi siłami udało nam się przygotować stosik kanapek z szynką, sałatą, pomidorem i ogórkiem.

-Może jakiś film?- zapytał i podszedł do półki, gdzie leżały dwa filmy.- Jeszcze nie zdążyłem ich obejrzeć.

Wzięłam obydwa i przeczytałam opisy na odwrocie pudełek. Jak dobrze, że są nie tylko w hiszpańskiej, ale i angielskiej wersji językowej.

-Ten będzie ciekawy.- podałam mu pudełko z filmem „Pacific Rim”. Oglądałam go już, ale jest ciekawy. Może nie każdą dziewczynę wciągnie film o potworach z innego wymiaru, które chcą przejąć Ziemię, a ludzie w wielkich maszynach próbują je powstrzymać. Ale mnie wciągnął i z chęcią obejrzę jeszcze raz. Argentyńczyk włączył wersję po angielsku i usiadł koło mnie na kanapie.

Po dobrej godzinie filmu, kiedy już zjedliśmy kanapki, nie wiem jak to się stało, ale leżałam na kanapie z głową opartą o jego, trzeba przyznać, umięśniony brzuch. Facundo gładził mnie wtedy po włosach co było jeszcze przyjemniejszym uczuciem. Przeleżeliśmy tak do końca filmu.

-Która godzina?- zapytałam ziewając. Wcześniej nie zauważyłam, że na dworze jest już zupełnie ciemno.

-22.34. Trochę późno.­- odpowiedział ze spokojem. Jak on może być spokojny? Przecież zapomniałam o Oli, na pewno nie jedzą obiadu w nocy. Szybko odszukałam telefon w torebce. Świetne! Rozładowany! Usiadłam na kanapie, żeby trochę ochłonąć. Rozumiem jego spokój, ja się denerwuję, bo to moje problemy.

-Mogłabym pożyczyć twój telefon?- zadałam pytanie już całkowicie opanowana. Muszę się skontaktować z Olą.

-Jasne, trzymaj.- podał mi swój telefon.- Chcę też, żebyś wiedziała, że w razie potrzeby możesz tu przenocować.

-Dziękuję.- odpowiedziałam i przytuliłam siedzącego obok Argentyńczyka.

Jak dobrze, że znam numer Oli na pamięć. Liczby strasznie trudno wchodzą mi do głowy. Bez swojego telefonu mogłabym zadzwonić tylko do niej albo do Nataszy.

-Halo­? Ola? Mówi Lena.- zaczęłam.

-Przecież znam twój głos.- przerwała mi ze śmiechem.- I nie denerwuj się. Dzwoniłam, ale domyśliłam się, że masz rozładowaną baterię. Nie martwiłam się, bo wiedziałam, że ma kto się tobą zająć. Obiad skończyliśmy ok. 18.00, a potem pojechałam do mieszkania. Nie masz mi tego za złe?

-Nie, jasne, że nie. Przecież nie mogłaś czekać w nieskończoność. Facundo zaproponował mi, że mogę przenocować u niego.- ostatnie słowa wypowiedziałam z wyczuwalnym zadowoleniem.

-To może nawet lepiej.- zapanowała chwilowa cisza.- Tylko pamiętajcie o zabezpieczeniu!

-Olka!- krzyknęłam na roześmianą dziewczynę. Ona jest niemożliwa…

-Nie przeszkadzam wam, miłej nocy.- zaszczebiotała i się rozłączyła. Podziękowałam Facundo i zwróciłam mu telefon, po czym on zniknął na chwilę. Potem wrócił, trzymając w rękach stertę pościeli, a na górze czarną koszulkę z logiem Skry.

-Przyniosłem ci koszulkę, żebyś miała w czym spać. Będziesz mogła spać w moim łóżku, a ja pościelę sobie tutaj.- powiedział i wskazał na kanapę. Na to się nie zgodzę.

-Nie, to twój dom i będziesz spał u siebie, a ja na kanapie.- stwierdziłam stanowczo głosem nieprzyjmującym sprzeciwu. Chciał zaprzeczyć, ale zamknął usta i dał za wygraną. Podał mi ręcznik i pokazał wszystko co powinnam wiedzieć, gdzie leży. Szybko wzięłam prysznic i założyłam sporo za dużą koszulkę. Kiedy wyszłam z łazienki, pościel na łóżku była już przyszykowana. Wgramoliłam się pod grubą kołdrę i momentalnie zasnęłam.

Obudziło mnie światło słoneczne, leniwie wlewające się przez okna. Postanowiłam jeszcze nie otwierać oczu i chwilę poleżeć. Śniło mi się, że byłam u Facundo w domu, zabawne.
_______________________________
Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać, ale miałam w głowie wizję, którą trudno było mi napisać. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Muszę Wam jeszcze powiedzieć, że w sobotę wyjeżdżam i nie będę miała możliwości wstawiania rozdziałów, jednak cały czas będę pisać, więc po powrocie wrócę ze zdwojoną siłą! Mam nadzieję, że przed wyjazdem uda mi się jeszcze chociaż coś wstawić :D